Stoją
bardzo blisko żółtego szlaku prowadzącego ze Szklarskiej Poręby do Schroniska Pod Łabskim
Szczytem. Przechodziłam obok nich wiele razy, gdy szłam w góry. Kilkanaście lat
później zaglądałam tam jeżdżąc lub spacerując trasami rowerowymi. Skałki te od zawsze są pewnego rodzaju zapowiedzią, że jest już blisko do miasta. Powstały z granitu, z którego
zbudowane są Karkonosze. Przez lata, na skutek wietrzenia przybrały charakterystyczny
kształt. Oglądałam je ze wszystkich stron i
podziwiałam jak natura uformowała twardą materię. Wyglądały jakby ktoś ułożył je z owalnych krążków
i posklejał. W jednym z krążków znalazłam całkiem spore wgłębienie - kociołek
wietrzeniowy. Kiedyś pomyślałam, że te skałki przypominają całą stertę
naleśników ułożonych na talerzu. Czy mają swoją nazwę? Nie wiem, nie znalazłam
na mapach, które mam w domu. Przy okazji następnej wizyty przyjrzę się im
ważniej i zastanowię się, jakie imię mogłabym im nadać.
Różne refleksje
towarzyszyły tej mojej wycieczce. Zmieniają się pory roku, wraz z nimi cała
przyroda, a skały od lat stoją w tym samy miejscu takie same. Czasem coś się
odkruszy, powstanie nowy kociołek, jakaś roślina albo drzewko wyrośnie na
garstce ziemi, w zakamarku między blokami skalnymi. Ale to wszystko to tylko drobiazgi, czasem nawet niezauważalne. Granitowe rzeźby kojarzą mi się ze
stałością, niezmiennością, a przecież kiedyś były płynną magmą. Potem zastygły
głęboko pod powierzchnią ziemi, później wypiętrzyły się i utworzyły Karkonosze.
Kolejne setki, a może tysiące lat, uformowały je w
kształty, które podziwiałam. Przebyły więc długą drogę różnych przemian i trudno
wyobrazić sobie ile im to zajęło. W mojej niewielkiej perspektywie ciągle
zachodzą jakieś zmiany. Lubię je bardziej lub mniej. Zdarza się, że potrzebuję trochę czasu, aby
się z nimi oswoić, ale wiem, że to co jest najważniejsze we mnie, albo dla mnie, nie zmienia się. Przeszło wiele przeobrażeń i uformowało się w coś solidnego i twardego jak skała. Ważne też jest aby pamiętać, że wszystko ma swój czas i pozwolić,
aby on płynął swoim naturalnym rytmem. Po nocy przychodzi dzień, a po zimie wiosna,
to przecież takie oczywiste.
Piękny urlop miałam tego
lata. Doskonała pogoda umożliwiła mi wędrówki w moje ulubione miejsca. Były to
dni relaksu, niezwykłych spotkań i refleksji. Podziwiając otaczające mnie piękno uczyłam się
pogodnie patrzeć na przeszłość, cieszyć się każdą chwilą teraźniejszości i z
ufnością witać to co przychodzi.
Zdjęcie tytułowe: Nienazwane skałki, akwarela, sierpień 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz