piątek, 24 maja 2019

Ławeczka przy piszczącym drzewie



Kilka lat temu pisałam o piszczących drzewach i właśnie teraz, w moim lesie, jest czas "piszczących drzew". Co kawałek są dziuple z małymi ptaszkami, widać nie bez powodu nazywanymi pisklakami. Jak co roku przyroda zatoczyła swój krąg i wszędzie zaczyna się nowe życie. Niedaleko jednego z piszczących drzew ktoś przytargał ławeczkę, wcześniej stała w innym miejscu. Trochę podniszczona dobrze wkomponowała się w otoczenie. Przysiadłam na niej na chwilkę. Zauważyłam, że tegoroczne piszczące drzewo zamieszkiwały małe szpaki, a nie dzięcioły, jak to było kiedyś. Przyglądałam się jak szpak dokarmiał swoje maleństwa, latał po okolicy i łapał owady. Denerwował się na mnie, że siedzę tak blisko i jeszcze próbuję zrobić zdjęcia. Za chwilę te młode wyfruną z dziupli i tak każdego roku powtarza się ta sama historia. Ławeczka jak zwykle skłaniała do refleksji i daje inną perspektywę. W moim życiu też powtarzają się różne sytuacje, albo są bardzo podobne do tych, które już były. Czy to jest szansa, aby przeżyć coś jeszcze raz, inaczej może trochę lepiej? Może warto spojrzeć na to, jak na nowy dzień. Zaczyna się niby tak samo, godziny płyną, tak jak setki lat temu, ale wszystko co on przynosi jest nowe. Jest  w innym nastroju, w innym odcieniu, od dni, które minęły. Może jak porzucimy nasze schematy i otworzymy się na to nowe, poczujemy się tak jakbyśmy rozsiedli się na ławeczce przy piszczącym drzewie w pięknym lesie. Pisklaki piszczą tak samo jak rok czy dwa lata temu, ale są to zupełnie inne ptaszki.









niedziela, 12 maja 2019

Zakamarki Zielonej Góry - łąka



Dużo się teraz pisze i mówi na temat zieleni w miastach. Sama uważnie przyglądam się pięknym okazom drzew i ładnym parkom, skwerkom i klombom. Lubię zwiedzać nie tylko wtedy, gdy jestem na urlopie. Czasem tak jak turystka patrzę na moją Zieloną Górę. Podczas jednej z wędrówek po mieście zobaczyłam coś niezwykłego -  ŁĄKĘ. Oczarowała mnie całą masą różnych roślin. Najbardziej "rzuciły" mi się w oczy fioletowe kwiatki, które pamiętałam z dzieciństwa. Nie wiedziałam wtedy jak się nazywają, teraz przeczytałam, że to farbownik lekarski. Gdy na moim osiedlu nie było ulic rósł on wszędzie. To wspomnienie zachęciło mnie do uważnego przyglądania się ŁĄCE i nazywania wszystkich jej „mieszkańców”.  Były tam mlecze, a obok nich piękne dmuchawce. Widziałam też czerwone maki. I był „chlebek” – pamiętacie tę roślinę z takimi jakby serduszkami na łodyżce? To tasznik pospolity – bardzo popularny chwast. Nie zauważyłam „kwiatków z oczkiem”. Tak kiedyś nazywałam niewielkie roślinki, które kwitły na niebiesko. Pamiętam, że gdy byłam mała, zrywałam je do bukietów, a potem bardzo żałowałam, bo ich kwiatki szybko opadały i leżały obok wazonika. Był to przetacznik ożankowy. Poszukam go. Na ŁĄCE rosły też stokrotki, przeróżne trawy, babka, wiele roślin, których nie umiem nazwać i oczywiście szczaw do podjadania. Tyle skarbów i wspomnień kryła w sobie ta niezwykła łąka. 
Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że koło tej ŁĄKI przechodzę codziennie i jakoś jej nie zauważyłam. Jest ona blisko mojego domu, o krok od ruchliwej ulicy. Wyrosła na skarpie, którą wcześniej rozjechały i wyrównały maszyny budowlane i ma się całkiem dobrze. Przyroda ma niezwykłą moc odradzania się.  

farbownik lekarski

farbownik lekarski

mniszek lekarski - mlecz 



tasznik pospolity

tasznik pospolity





szczaw


niedziela, 5 maja 2019

Zapachy lasu


Las za każdym razem mnie zadziwia i zaskakuje, zawsze jest inny, chociaż na spacery od wielu lat chodzę w zasadzie w te same miejsca.
Teraz zafascynował mnie zapachem i myślę, że wiosna tak pachnie! Te wszystkie rośliny, które tak bujnie wystrzeliły, jak szalone, sprawiają, że las stał się mieszaniną przeróżnych zapachów.  Spacerowałam i  próbowałam odgadnąć co tak pachnie. Podziwiałam maleńkie kwiatki i soczystą zieleń liści rozweselającą las. Widziałam że już znalazł się jakiś amator tej zieloności i robił z liści sitka. Uśmiechałam się do „maleństw” - niedawno posadzonych, fajne będzie przyglądać się jak rosną.  
Ponad 30 lat chodzę tymi ścieżkami, ale przy miejscu nazywanym Rozdrożem Mokrym  znalazłam coś, czego nigdy wcześniej nie zauważyłam -  ruiny budynku. Nazwa jest uzasadniona, bo tam zawsze jest mokro i jakaś glina pod nogami. Znam takie dwie, które pośliznęły się na niej i prawie usiadły w kałużę. Ale wracając do mojego odkrycia, ciekawa jestem, co tam kiedyś było. Jaką historię kryją w sobie ruiny skrywane w zaroślach przez większość roku. Podczas tego spaceru zawędrowałam na ścieżkę, przy której rosną platany. Ostatnio uważniej przyglądam się tym drzewom. Teraz zaciekawiły mnie kawałki kory porozrzucane dookoła, niektóre zawisły na gałęziach. Jakie rozrzutne są te drzewa.  Całą drogę towarzyszył mi śpiew ptaków. Te, które najgłośniej śpiewały to zięby. Nie jestem znawcą ptaków, ale akurat zięby wypatrzyłam kiedyś w górach i poznaję je po głosie. Siadają na drzewach w pewnej odległości od siebie i rozmawiają ze sobą – takie ptasie plotki. Na koniec spaceru przyjrzałam się ławeczce. Już się cieszę że  będzie jakaś nowa historia na moim blogu.