piątek, 26 lutego 2021

„Blaszak” przy ul. Ogrodowej w Zielonej Górze

Wędrujac przez różne zakamarki Zielonej Góry, uważniej niż kiedyś, przyglądam się budynkom z ubiegłego wieku. Tak zwanym PRL- owskim koszmarkom. I wiecie co? Myślę, że one teraz mają swój niepowtarzalny klimat. 
Najpierw zaintrygowały mnie schody. Weszłam na nie z ciekawością i po raz kolejny pomyślałam, że teraz już tak się nie buduje. Nacieszę oczy tymi „starociami”, zanim ktoś to wyburzy, albo przerobi zgodnie z panującą modą. Oglądałam małe brzózki, które wdarły się niepostrzeżenie w świat betonu i zadomowiły przy balustradzie. Wystarczy im do życia odrobina piachu, kilka kropel wody i mech do towarzystwa - dzielny tak jak one. Minimalizm i upór natury, która wraca tam, skąd człowiek ją wyrzucił. Zauważyłam, że przechodnie przyglądają mi się uważniej – „co ona szuka na tych starych schodach, prowadzących do budynku zamkniętego od lat”. Przyzwyczaiłam się do takich ciekawskich spojrzeń nie zwracałam na nie uwagi. Ciekawiło mnie wielkie gmaszysko. Nie wiem jak długo stoi puste. Kiedyś był tu akademik „U Lecha”. Kiedyś - czyli około 30 lat temu. Mieszkali w nim moi znajomi i mówili, że przy dużym wietrze na wyższych piętrach „straszyło”. Bali się, że okna odfruną im razem z kawałkami blachy.  A wcześniej? No właśnie, co było wcześniej?  Z tego, co kojarzę, budynek należał do jakiejś firmy budowlanej. Nie znalazłam dokładniejszych informacji.
























czwartek, 18 lutego 2021

Droga do źródła


Droga do źródła brzmi bardzo dostojnie i nic nie szkodzi, że była ona bardzo krótka, a źródło okazało się niewielkim źródełkiem wypływającym przy blokach, niedaleko przedszkola, do którego przed laty chodziłam. Każdy ma swoją drogę i swoje źródło - to zabrzmiało bardzo filozoficznie, ale każda okazja do refleksji jest dobra, nawet gdy nie ma ławeczki, by się na niej rozgościć i pomyśleć.  Ostatnio Moja przestrzeń bardzo zminimalizowała się, drogi skróciły się. Chciałabym obwinić o to panoszącego się od roku covida i związane z nim ograniczenia, ale niestety nie mogę. Bardzo brakuje mi rowerowych wyjazdów za miasto, długich spacerów...  ale jak się nie ma co się lubi… to można „przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce” (M.Pawliowska-Jasnorzewska) więc staram się to robić. Baczne przyglądanie, uważność to też wdzięczny temat i warto się tym zająć. Wracając do źródełka - wspominałam o nim już kiedyś, gdy pisałam o zielonogórskiej rzeczce Dłubni. Nazwałam je wtedy „Nieokiełznanym źródełkiem”. Zadziwia mnie ono od lat i mam nadzieję, że jeszcze długo będzie nieokiełznane. „Górka Saneczkarska”, z której wypływa, teraz była tak samo saneczkarska jak w latach mojego dzieciństwa. Właśnie zjeżdżała z niej jakaś dziewczynka. Ociepliło się na dworze i za chwilę z tegorocznego śniegu nie zostanie ani śladu. Chodziłam po niewielkim „Lasku przedszkolnym” i słuchałam ptaków, śpiewały bardzo głośno, chyba już czują pierwsze powiewy wiosny.
Zobaczcie jaka piękna jest moja Zminimalizowana przestrzeń! 






















piątek, 12 lutego 2021

Zamek Lenno i Pałac w Łupkach - dwa w jednym ... miejscu

 

W maleńkiej wiosce Łupki niedaleko Wlenia, na wielkiej górze, wygasłym wulkanie, stoją ruiny Zamku Lenno, uznawanego za jeden z najstarszych Polsce. Zbudowany w XII wieku, w XVII  podczas wojny trzydziestoletniej, został zniszczony. Od tego czasu popadał w coraz większą ruinę. Kilka lat temu zabytek zabezpieczono i udostępniono zwiedzającym. Z wieży, przy dobrej pogodzie, można podziwiać aż trzy pasma górskie Karkonosze, Góry Kaczawskie, Góry Izerskie ich pogórza. Historia tego miejsca, jak przystało na średniowieczne zamczysko, jest mroczna i tajemnicza, bogata w opowieści o porwaniach, grabieżach i innych rozbojach, warto o tym poczytać w Internecie. U podnóża zamku w XVII wieku wzniesiono barokowy pałac, który przetrwał zawieruchy dziejów i dziś zaprasza w swoje gościnne, choć skromniejsze niż przed wiekami progi. Dopełnieniem tych dwóch rarytasów jest niewielki kościółek św. Jadwigi zbudowany przez właściciela Pałacu Lenno Adama von Koulhasa podobnie jak pałac w XVII wieku. Udało mi się zerknąć do środka. Widać, że czeka na renowację, oczarował mnie swoją prostotą i ubóstwem. W okolice Wlenia warto zajrzeć praktycznie o każdej porze roku. Ja odwiedziłam Łupki, gdy jechałyśmy z Olą do domu po kilkudniowym wypadzie w góry. Muszę przyznać, że ciężk wraca się, gdy po drodze są takie niesamowite miejsca.