niedziela, 30 grudnia 2018

Ławeczka na początku drogi




Podczas moich wędrówek często bywa tak, że ciekawe miejsca ukazują się stopniowo. Tak też było podczas jesiennych wycieczek po Karkonoszach. Szłam po raz drugi z Pensjonatu "MONALI" w Karpaczu w stronę zielonego szlaku Tabacznej Ścieżki i dopiero wtedy, tuż za budynkami, zauważyłam ławeczkę. Postanowiłam dołączyć ją do całej kolekcji stylowych ławeczek na blogu. Była bardzo zwyczajna tak jak wiele rzeczy, którymi zachwycam się, ale kusiła, aby na niej posiedzieć. Takie lenistwo, na początku drogi?  A może rozgoszczę się na dłużej i nigdzie nie pójdę? Usiadłam na chwilę i rozglądałam się dookoła.  Przy ławce zauważyłam spory kamień z niemieckim napisem Erbaut 1935. To dopiero ciekawe znalezisko! Co oznaczał ten napis? Przygotowując tę opowieść poszukałam informacji w internecie, znalazłam tam inne, podobne kamienie. Najprawdopodobniej na tym była data powstania... No właśnie czego, może drogi? Skalne Osiedle, przez które szłam, nie było chyba aż tak stare, więc ta data była dla mnie zaskoczeniem. Ciekawe, o którą z przecinających się w tym miejscu dróg chodziło?  A może nie o drogę? Oj dużo pytań jak na jedną skromną ławeczkę. Było w tej przestrzeni jeszcze coś, równie zwyczajne, tak jak ławeczka. Stał przy niej kosz na śmieci. Wydawało mi się, że nie pasuje do tej opowieści i wycięłam go z tytułowego zdjęcia, a jednak był bardzo przydatny. Można w nim zostawić wszystkie śmieci, nie zabierać ich na wędrówkę. Z ławki widziałam fragment drogi, którą miałam iść. Była wąską, prowadziła trochę pod górkę i chowała się gdzieś za młodymi drzewami, nie zapowiadała się komfortowo. Zaczęłam zastanawiać się nad ścieżkami, którymi podążam w moim życiu. Chociaż mam już kilkadziesiąt lat myślę, że jestem na początku swojej drogi. Idę nią już jakiś czas, a może to droga sama mnie prowadzi. Teraz tylko przysiadłam na chwilkę i patrzę na nią z dystansu. Chcę  iść własnym tempem, uważnie przyglądając się wszystkiemu. Chcę słyszeć własne myśli, różne dźwięki i słowa innych ludzi. Moja droga często splata się z ich ścieżkami. Dobrze jest razem wędrować.
Rozpoczyna się Nowy Rok, pora więc wstać z ławeczki i wyruszyć z wiarą i nadzieją. 






sobota, 22 grudnia 2018

Boże Narodzenie 2018



Wszystkim Przyjaciołom, Znajomym i Czytelnikom mojego bloga życzę wesołych świąt Bożego Narodzenia. Niech to będzie dla Was piękny czas spędzony w gronie najbliższych, przepełniony refleksją, dobrymi wspomnieniami oraz nadzieją i miłością, którą obdarza nas Boże Dziecię. 


poniedziałek, 17 grudnia 2018

Strażnik Młyna na Pustelniku i inne ślady przeszłości


Młyny, a w zasadzie ślady po dawnych budynkach i spiętrzeniach wody można znaleźć w mieście oraz w okolicy Zielonej Góry. Niewiele o nich wiem. Na blogu "Rowerem Na Rympał" znalazłam opisy miejsc gdzie stały kiedyś na potoku Pustelnik. Sam potok jest niewielki i zadziwiające jest to, że przed laty było na nim całkiem sporo młynów. Podczas spaceru trasą kolei szprotawskiej miałam okazję poszukać śladów tych zapomnianych budowli. To przede wszystkim one były pretekstem wycieczki do pięknego lasu za Jędrzychowem. Pustelnik tego roku płynął stróżką tak cienką, że w pewnym miejscu całkiem zniknął. Poszłam kawałek pustym korytem strumienia i po chwili znalazłam ślady stawu i kawałki gruzu, to gdzieś tam  stał kiedyś Gemauerte Mühle. Do samego młyna nie dotarłam chociaż był bardzo blisko. Zobaczyłam coś, co ogromnie poruszyło moją wyobraźnię. Na jednym z drzew był przedziwny stwór wrośnięty w drzewo. Myślę, że to Strażnik Młyna. Patrzył na mnie drzewnymi oczkami.
Po drugiej stronie nasypu dawnej kolejki szprotawskiej odnalazłam ślady innej budowli Herrn Mühle. Zanim dobrze je obejrzałam spacerowałam wzdłuż strumienia, W tym miejscu tworzył on zakola i choć maleńki był bardzo malowniczy. Po samym młynie została dosłownie kupa cegieł. Czas zaciera ślady dawnych budynków, dobrze jest przez chwilę poczuć się jak odkrywca, który korzystając z wskazówek wyszukuje zapomniane skarby.



























środa, 5 grudnia 2018

Ławeczki z widokiem i krukami



Przy drodze, którą szłam do Budnik (Tabaczna Ścieżka), czekała na mnie mała niespodzianka. Za jednym z zakrętów stały dwie ławeczki! Pierwsza odrobinę podniszczona, druga w lepszym stanie. Roztaczał się z nich przepiękny widok. Przystanęłam przy pierwszej i patrzyłam na zabudowania wiosek i szczyty Rudaw Janowickich leżące w oddali. Tym razem nie rozsiadłam się na żadnej z tych ławeczek. Było na to za zimno, ale stojąc tam mogłam spojrzeć na świat z wysoka. To piękna perspektywa, wprowadzająca dystans do mojego małego świata. Już miałam odejść z tego miejsca, gdy nad moją głową przeleciały dwa kruki głośno nawołując się. Bardzo lubię te ptaszyska, więc poczekałam chwilkę, aby posłuchać ich głosu. Za nimi leciała kolejna para, a później jeszcze jedna i tak chyba z dziesięć ptaków przeleciało w stronę szczytów Karkonoszy. Niesamowite! Ale to nie był koniec podniebnego spektaklu. Spojrzałam w dal i dostrzegłam inne kruki, krążące nad polami. Jeden, z tych, które wcześniej przeleciały, zawrócił do nich. Wyglądało na to, że zawołał je swoim krakaniem, bo  po chwili wszystkie czarne ptaszyska z okolicy przefrunęły nade mną. Gdzie poleciały? Co je zwabiło w góry? Nawoływały się tak, jakby szykowały się na jakieś zebranie? Wyciągnęłam mapę, którą zawsze mam ze sobą i wszystko stało się jasne. Za moimi plecami była Krucza Kopa, to pewnie tam podążały, ale dlaczego? Może kiedyś dowiem się. Ta krótka chwila, kiedy patrzyłam w dal i przyglądałam się ptakom zmierzającym na jakieś przedziwne spotkanie, długo pozostanie w mojej pamięci. Gdy ruszyłam w stronę Budnik, może pół kilometra od ławeczek, widziałam drogę skręcającą w kierunku Kruczej Kopy. Kusiło mnie aby tam iść, ale postanowiłam poczekać na kolejną wizytę w tych stronach.