piątek, 26 sierpnia 2016

Smoki - niezwykli mieszkańcy Zamku w Broniszowie



   Zapada zmierzch i w pięknej Sali Paradnej Zamku w Broniszowie robi się coraz ciemniej. Warto tam zostać i dobrze przyjrzeć się malowidłom na fryzie, umieszczonym na górze ścian. Ktoś, kto patrzy uważnie na pewno zauważy bystre oko spoglądające w dół. To jeden ze Smoków sprawdza, czy wszyscy już wyszli. Jest to Smok, który ogląda się za siebie. Zastanawiałam się, czy patrzy na swój przedziwny ogon, czy może na kolegę namalowanego obok? Może zaciekawił go staw za oknem. Może ten niezwykły stwór spogląda refleksyjnie w przeszłość, na te wszystkie wieki, które minęły? Dużo się zmieniło przez lata. Na pięknym manierystycznym fryzie, ogon Smoka ma głowę i oczy, to bardzo praktyczne. Jaka niezwykła była wyobraźnia jego twórcy. Drugi Smok jest niewyraźny, jakby spowity mgłą. Wydaje się, że jest trochę tutaj, a trochę w innym wymiarze.
Oba stwory nie widziały świata i ludzi przez wiele lat. Piękne malowidła były zakryte sztukaterią, a Sala Paradna podzielona na dwie mniejsze. Dopiero wnikliwe badania konserwatorskie, wykonane w 2010 roku, umożliwiły odkrycie polichromii. Późniejsza ich rekonstrukcja dała Smokom drugie życie. Przyglądałam się im dosyć długo, niemożliwe, żeby nie zauważyły mnie. Kilka lat temu poznałam Jakuszyckiego Smoka i napisałam też bajkę o Smoku Kamilu, może uznały mnie za przyjazną osobę.
Po zmroku szelest smoczych skrzydeł wypełnił salę. Latały dookoła i budziły pozostałe towarzystwo. Dwa Łabędzie nie dały się namówić na wieczorne harce, pozostały na fryzie. Słodko spały, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła. Kormorany bardzo chętnie przyłączyły się do latających Smoków. Pewnie miały dosyć tajemniczej męskiej głowy, którą wiele wieków temu umieszczono obok nich. Na zdjęciu jej nie widać, ukazuje się tylko czasami. Do kogo należała? Może do Ducha Fabiana? Na polichromii namalowano też Bazyliszka, nie widziałam go. Sprytnie się schował. Prawdopodobnie zawzięcie pilnował skarbca i straszył wszystkich łańcuchem.
Cała gromadka ćwiczyła loty w Sali Paradnej. Jej strop pokryty był pięknymi polichromiami z motywem okuciowym. Przyozdabiały go motywy wiciowe oraz białe i czarne cieniowania. Ornamenty te przypominały labirynty. Miałam wrażenie, że moje myśli biegną gdzieś i plączą się w tych renesansowych wzorach, czasem gubią. Smoki i towarzyszące im Kormorany znikały w tych niezwykłych labiryntach. Jednak nigdy się tam nie gubiły. Przefruwały przez różne zakamarki, pokonując radośnie czas i przestrzeń. Były tu i tam, w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Po jakimś czasie wracały, aby jeszcze kilka razy okrążyć salę. Przy okazji zahaczały ogonami o piękne liście akantu, wymalowane na fryzie. Przesuwały konsole namalowane tak, aby podpierały zabytkowy strop. Obracały piękne rozety. Dobrze, że nikt nie widział tego, co działo się z kunsztowną dekoracją Sali Paradnej, powstałą w XVI i na początku XVII wieku, pieczołowicie odrestaurowaną kilka lat temu.
Do tej psotnej gromady dołączyły przedziwne Lwy. Wyskoczyły z nóg zabytkowych stołów i pobiegły za Smokami. Wszyscy na długo zniknęli w piwnicach, ogromnych, wybudowanych pod całym Zamczyskiem. Nie mam zdjęć tych piwnic. Mój aparat odmówił mi posłuszeństwa i pomimo doświetlenia lampą, nie chciał fotografować tajemniczych pomieszczeń. W podziemiach Broniszowskiego Zamku najważniejsza była studnia, pełna krystalicznie czystej wody. Wszystkie stwory przeglądały się w niej jak w zwierciadle. Odbicie, jakie wdziały, poprawiało ich nastrój. Wyglądały pięknie, jak przed laty. Może widziały swój lepszy profil. Woda z tej studni ma niezwykłe właściwości. Gdy patrzy się na własne odbicie w jej zwierciadle, nie widzi się żadnych defektów urody, ani też swoich wad. Nie ma jednak cudownych właściwości, nie oczyszcza z tego, co nieładne i niedobre. Można powiedzieć, że tylko retuszuje. Aż strach pomyśleć, co dzieje się z tym kto napije się tej wody...
Studnia była też, podobnie jak labirynty na stropie Sali Paradnej, przejściem, bramą do innego świata. Dzięki niej Smoki mogły wszędzie wędrować, ale to temat na inną historię…
Mieszkańcy fryzu i Lwy ze stołów, pół nocy obmyślali różne zamkowe psoty. Następnego dnia na pewno rozleje się kawa na czysty obrus, może ktoś skręci sobie nogę w kostce, albo stłucze się szklanka… pomysłów było dużo.
Wcześnie rano, zanim słońce dobrze wstanie, Smoki i Kormorany powrócą na fryz. Odnajdzie się Bazyliszek spokojny o kosztowności, a Lwy wskoczą na nogi od stołów. Sala Paradna będzie wyglądała jakby nic szczególnego tutaj nie działo się. Promienie wschodzącego słońca oświetlą zabytkowe meble. Rozjaśnią malowidła na stropie i fryzie. Jednak niech Was nie zwiedzie ta poranna sielanka. Gdy usiądziecie na chwilę, na jednym z pięknych krzeseł i dobrze przypatrzycie się, na pewno zobaczycie łobuzerski błysk w oku jednego ze Smoków.

Wszystkie informacje na temat polichromii Sali Paradnej pochodzą z publikacji: 
Joanna Lang: Smoki, łabędzie i inne bestie... Renesansowy fryz Sali Paradnej Dworu w Broniszowie, w: Lubuskie Materiały Konserwatorskie, tom 9 (2012), Zielona Góra 2012.


Piękny groteskowy fryz na górze ścian w Sali Paradnej
Piękne Broniszowskie Smoki i fragment labiryntu czyli polichromii na stropie Sali Paradnej
Smoki
Dwa Łabędzie nie dały się namówić Smokom na wieczorne harce

Spały słodko nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła


Kormorany, a pomiędzy nimi tajemnicza twarz mężczyzny, która nie zawsze ukazuje się


Strop pokryty piękną polichromią
Ornamenty okuciowe jak labirynty
Smoki zahaczały ogonami liście akantu


Przesuwały konsole ...
Obracały piękne rozety
Dołączyły do nich przedziwne Lwy z nóg od zabytkowych stołów




Wejście do piwnic
Piwniczne okienko
Jedno z pięknych krzeseł w Sali Paradnej
Bystre oko Smoka patrzy uważnie z fryzu 

piątek, 19 sierpnia 2016

Pałac w Kościelnikach Górnych - niespodzianka po drodze


Któregoś pięknego dnia jechałyśmy z Olą beztrosko do Leśniej. Za nami był renesansowy Dwór w Nawojowie Łużyckim, a przed nami Zamek Czocha, Zamek Świecie i mnóstwo innych atrakcji. W jednej z wiosek, spojrzałyśmy w prawo i chyba pierwszy raz w historii naszych wycieczek, Ola zahamowała, prawie z piskiem opon. Zza budynków wyłaniał się pałac, był uroczy. Nie wiedziałyśmy jak nazywa się ta wioska i nie spodziewałyśmy się, że znajdziemy tutaj taką perełkę. Chodziłyśmy wokół pałacu i oglądałyśmy detale. Piękną ozdobą tego zabytku były strzeliste wieżyczki. One pierwsze przykuły naszą uwagę, bo nadawały całej bryle lekkości. Bardzo lubię motywy roślinne, umieszczone na budynkach. Tutaj było ich dużo. Ogromnie liście oplatały kartusz herbowy, umieszczony nad głównym wejściem. Niestety sam herb został zniszczony. Pod wieżyczkami były kolejne elementy zdobień z motywami floralnymi. Podziwiałam jak piękne zostały skomponowane i symetrycznie ułożone. Widziałam tam kwiaty, gałęzie i liście. W wielu miejscach budynek ozdabiały pilastry, czyli prawie kolumny. Większość z nich była wzorowana na korynckich. Najpiękniejszym ich elementem był akant – roślina śródziemnomorska, która od wieków inspiruje architektów swym niezwykłym kształtem. Patrzyłam w górę na okna pierwszego piętra, one też zostały przyozdobione ciekawymi wzorami ze świata roślin. Moją uwagę zwróciły też metalowe elementy umieszczone na dachu. Były to symetrycznie splecione gałęzie i liście. Każda ściana pałacu zachwycała. wszędzie widziałyśmy piękne detale. W niezwykłych miejscach takich jak to, moja wyobraźnia budzi się. Czasami myślę o ludziach, którzy mieszkali w zabytkach, które podziwiam. Wyobrażam sobie jakie było ich życie. Pałac w Kościelnikach Górnych obudził we mnie inne wizje. Zastanawiałam się, jak wyglądałby budynek, gdyby nagle te wszystkie detale ożyły. Gałęzie wypuściły świeże pędy, a liście zazieleniły się i pięknie szeleściły na wietrze. Kwiaty rozkwitły ciesząc oczy różnymi barwami i wabiąc pięknym zapachem. W tej ukwieconej kompozycji nie brakowałoby pięknych motyli i ptaków, które dawałyby cudowne koncerty. Dobrze czasem popatrzeć na świat przez różowe okulary.

















czwartek, 11 sierpnia 2016

Renesansowy Dwór w Nawojowie Łużyckim – ukryty skarb


Dużo ciekawych miejsc umyka nam po drodze. W Nawojowie Łużyckim wszystko, co najpiękniejsze ukryte było tuż za rogiem, dlatego piękny zabytek też łatwo było pominąć. Dobrze, że lubię zaglądać w różne zakątki. Przy szosie stał niepozorny kościół. Zatrzymałyśmy się przy nim z Olą, podczas wycieczki do Zamku Czocha. Niewiele osób zwraca uwagę na tę świątynię i wie, że z tyłu budynku schowany jest prawdziwy skarb - bogato rzeźbione renesansowe krużganki dawnego dworu. Widziałam tam cudeńka - piękne rodowe herby, płaskorzeźby postaci i głowy zwierząt-potworów, wszystko misternie wykonane. Przedziwne mordeczki i kobiety z instrumentami przetrwały wieki i teraz patrzyły na mnie. Na ścianach budynku była zapisana historia jego właścicieli i jakaś niezwykła opowieść, przestawiona w pozostałych płaskorzeźbach. Renesans coraz bardziej mnie zachwyca. Jest magiczny i tajemniczy.
Byłam bardzo zaabsorbowana robieniem zdjęć. W pewnym momencie Ola wyrwała mnie z zamyślenia. „Chcesz wejść do środka, proszę bardzo”, otworzyła drzwi i zaprosiła, jak do siebie. Uważnie obejrzałam piękny portal i po chwili znalazłam się w mocno zniszczonym wnętrzu. Okna, znowu zaintrygowały mnie okna. Tutaj wszystkie były zamurowane i nie mogłam przez nie patrzeć na błękitne niebo. Może właśnie o to chodzi z tym moim wpatrywaniem się w okna, o mały skrawek nieba dla siebie? Chodziłam po starej posadzce, było to niezwykłe uczucie. Dawno temu miejsce to tętniło życiem. Kto stąpał w minionych wiekach po tych płytkach. Po chwili Ola otworzyła drugie drzwi i weszłyśmy do mrocznego pomieszczenia. Promień światła zakradał się do środka. Może to nadzieja, że znajdzie się ktoś, kto sprawi, że te bezcenne krużganki wypięknieją. 

Więcej informacji o dworze w można znaleźć na stronie Ciekawe Miejsca