czwartek, 27 czerwca 2019

Trzebiechów – kiedyś miasto, teraz wieś z pięknymi zabytkami


Bardzo lubię, gdy miejsca, które odwiedzam stopniowo ukazują swoje atrakcje. Jakby chciały przypomnieć: „powoli, spokojnie nie wszystko na raz, warto wrócić i popatrzeć jeszcze raz, może z innej strony”.
Moja kolejna, wizyta w Trzebiechowie przyniosła właśnie takie inne spojrzenie na tę miejscowość. Tym razem nie pobiegłam do pałacu, który niedawno opisywałam. Odkrywałam nowe zakamarki, bo wjechałam do wsi od strony Głuchowa. I zaraz znalazłam coś ciekawego.Murowane słupki, pozostałość bramy, zachęcały, aby wejść na stary cmentarz. Przyglądałam się starym nagrobkom, w głębi był grobowiec wymurowany z czerwonej cegły, pięknie porośnięty winobluszczem. Chciałam podejść bliżej i odczytać napisy na  płytach ale komary, małe złośliwe owady, potraktowały mnie jak wczesny obiad i zmusiły do wyjścia. Szkoda, że nie mogłam zostać chwilę dłużej i lepiej poczuć atmosferę tego miejsca, Wędrowałam dalej ulicą prowadzącą z kościoła do pałacu. Dotarłam do głównej ulicy. Kusiła jedna z  bocznych uliczek, ale tego dnia ważniejsze były budynki dawnego sanatorium. Mam nadzieję, że uda mi się zwiedzić mieszczący się tam Dom Pomocy Społecznej i zobaczyć secesyjny wystrój wnętrz zaprojektowany przez Henrego van de Velde. Tyle już o nim słyszałam. Teraz moją uwagę zwrócił mur. Patrzyłam z innej perspektywy niż podczas poprzedniej wizyty i pomyślałam – o jaka piękna falbanka, falbanka z dachówek. Od tej chwili cenny zabytek, z unikatowym wystrojem, stał się dla mnie Domem za Falbanką. Naprzeciw DPS - u był bardzo ciekawe budynki otaczające pałac. Zrobiłam kilka zdjęć ale czuję wielki niedosyt.  Wszystko to czeka na moją kolejną wizytę w Trzebiechowie.



















 

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Kobelka - intrygująca górka w Droszkowie




Wiele razy wspominałam na blogu o miejscach, które pamiętam z dzieciństwa. O zakątkach, gdzie chętnie wracam i patrzę trochę inaczej, oczami osoby dorosłej. Okazuje się, że nie tylko ja tak mam! Kilka miesięcy temu moja znajoma - Sylwia Gromacka-Staśko (wytrwałym Czytelnikom bloga znana jako autorka pięknych kolorowych obrazów) opowiadała mi o Kobelce – niewielkiej górce w Droszkowie. W dzieciństwie zjeżdżała z niej sankach. W piękny, słoneczny pierwszy dzień lata wybrałyśmy się z Sylwią na wycieczkę. Kobelka chowała się w zaroślach czyli chaszczach. Nie wiem dlaczego lubię takie miejsca i nawet komary nie przeszkadzały w zwiedzaniu, a przede wszystkim w słuchaniu opowieści o górce. Porozrzucane po krzakach fragmenty cegieł zaintrygowały kiedyś Sylwię i zaczęła szukać informacji na temat historii tego miejsca. O Kobelce na pewno jeszcze przeczytacie! „Saneczkowa górka” nie jest takim zwyczajnym pagórkiem! Jej dzieje ściśle łączą się z winiarską tradycją okolicy. Musimy jednak poczekać aż wszystkie wątki zostaną sprawdzone i zebrane w jedną całość. Teraz to ciekawe miejsce porastały, krzaki i młode drzewa, pod naszymi nogami leżały fragmenty jakiejś starej budowli. W pewnym momencie Sylwia znalazła coś, co zupełnie nie pasowało do otoczenia. Wśród potłuczonych cegieł leżała muszelka. Muszla przegrzebka nazywana często muszlą pielgrzyma, albo św. Jakuba. Czy była pamiątką z czyjejś pieszej wędrówki do Santiago de Compostela? Może ktoś tak po prostu przywiózł ją z Hiszpanii.  Może jakaś inna ciekawa historia wiąże się z tym niewielkim przedmiotem. Gdzie leżała zanim zawierucha zniszczeń porzuciła ją w chaszczach koło Droszkowa? Znaleziony drobiazg mocno poruszył moją wyobraźnię. Nie wiem czy kiedykolwiek znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Cała ta sytuacja potwierdza to, co piałam wiele razy na blogu i mogłoby być mottem moich wędrówek. Warto uważnie przyglądać się i zwiedzać niespiesznie, bo wszędzie znajdzie się coś  pięknego lub intrygującego – nawet w chaszczach w Droszkowie koło Zielonej Góry. Kobelkę na pewno jeszcze nie raz odwiedzę i już jestem ciekawa, czym mnie zaskoczy.
Dziękuję Sylwii Gromackiej Staśko za to, że mogłam dosłownie dotknąć nieznanej historii z okolic mojego miasta.












poniedziałek, 17 czerwca 2019

Ławeczka Na Kawałku Ziemi w Trzebiechowie



Znalazłam niezwykłą ławeczkę zupełnie inną niż te, o których wcześniej pisałam. Stoi w zaczarowanym ogrodzie pełnym przecudnych drobiazgów i czegoś jeszcze…
Niby zwyczajna, drewniana. Trochę dla wygody siedzących, ale też dla ozdoby została przykryta ręcznie dzierganą narzutąZanim rozsiadłam się na tej ławeczce, pozaglądałam w różne zakamarki. Zaczarowany ogród wypełniał się ludźmi, którzy podobnie jak ja wszystko podziwiali. Ela i Jacek Ciporowie stworzyli tutaj  Winnicę Na Kawałku Ziemi. Obsadzili ją winogronami, różnych gatunków, których nazwy można przeczytać na drewnianych deseczkach. A te deseczki też niezwykłe, takie inne, z sercem dosłownie i w przenośni. Jacek wyczarowuje je Spod Hebelka. Wprawną ręką wycina deski do naszych kuchni, do  potraw w eleganckich restauracjach, oraz inne piękne przedmioty. 
Tego jeszcze nie było! Zwykle sama wpraszałam się na różne ławeczki. Na tą niezwykłą zostałam zaproszona przez Elę. Rozgościłam się i podziwiałam wspaniałe występy podczas  Artu Na Winnicy. Miałam okazję posłuchać wielu ciekawych wykonawców. Dzięki Monice Gałązkiewicz przeniosłam się w lata 20 i lata 30. Młodzież z Grupy Szkoła Słowa-Scena Słowa przedstawiła program pełen pięknej ekspresji. Weronika Kotara wypełniła winnicę dźwiękami harmonijki ustnej i ukulele. Zespół TOKA  ze Sławy śpiewał o życiu, o jego radościach i smutkach. Tyle przecudnych doznań spotkało się na jednym niewielkim kawałku ziemi. Oprócz muzyki ozdabiały go obrazy różnych artystów i fotografie Kingi Dziwoty. Ada Bednarek zachęcała do rzeźbienia w glinie, a Ela Stempniewicz pokazywała jak zrobić zaskakująco proste doniczki z cementu. W międzyczasie powstawały prace na deskach, sama też pobawiłam się kolorami. Wszystko działo się pięknie i tak niespiesznie jakby było naturalnym rytmem tego miejsca. Ela doglądała i ze spokojem układała te działania i ludzkie charaktery w niepowtarzalną całość kolejnego już Artu Na Winnicy.
W pewnym momencie oddałam swoje miejsce na ławeczce, bo sama zostałam poproszona na scenę, aby podzielić się "Moją przestrzenią", książką i opowieściami z bloga.  Byłam  obdarowana pięknymi wrażeniami i sama mogłam podarować Gościom winnicy kawałek mojego świata.
Nie miałam w swojej kolekcji takiej ławeczki. Nie było czasu na jakiekolwiek refleksje, ale za to chłonęłam i podziwiałam wszystko, co działo się na tym niezwykłym Kawałku Ziemi. Czułam, że jestem częścią tego pięknego miejsca i wspaniałego spotkania. Czułam się obdarzona pięknem, ale też  życzliwością i ciepłym przyjęciem Właścicieli i Gości. Wróciłam do domu z tym całym bogactwem i z niezwykłym prezentem -  „Moją teksturą” – wierszami Eli Cipory. Teraz spróbuję znaleźć ławeczkę, na której rozsiądę się i poczytam.




















fot. Kinga Dziwota

fot. Kinga Dziwota


"Moja tekstura" Elżbieta Cipora