czwartek, 30 grudnia 2021

Ławeczka Starego i Nowego Roku

 

Kiedy Stary Rok spotyka się z Nowym to doskonały czas, aby usiąść na jakiejś ławeczce. Znalazłam odpowiednią. Ta sylwestrowa albo noworoczna, jak kto woli, jest namalowana na szklanej podkładce pod kubek. Leży na stoliku i doskonale spełnia swoje zadanie. Kupiłam ją w pracowni BasoLe Art Glass. Im dłużej się jej przyglądam, tym większą mam ochotę wskoczyć na chwilkę w ten obrazek na szkle i rozsiąść się wygodnie na ławeczce. Puszysta biel śniegu, lampa rozświetlająca mrok, ptaki - może to kruki? - i oczywiście drzewo, stanowią doskonałą scenerię, aby odpocząć. Tam jest jak w bajce, ale na pewno przyda się gruba kurtka i kocyk! Dobrze poruszyć wyobraźnię i na chwilę oderwać się od realnego świata. Nabrać dystansu do tego, co było, aby nadzieją i ufnością patrzeć na to, co przyniesie Nowy Rok. To czas na marzenia i plany. Kiedyś przed sylwestrem starałam się, podsumować miniony rok, wyszukując co dobrego i mniej dobrego mnie spotkało. Teraz z 2021 roku zabieram jedno zdanie, które szczególnie mnie poruszyło: „Nic nie jest nam dane na zawsze”. Tak więc moi drodzy miłośnicy ławeczek, w nadchodzącym 2022 roku, dbajmy o siebie samych i o siebie nawzajem. Cieszmy się z drobiazgów, cieszmy się każdą chwilą i tym co mamy, bo nic nie jest nam dane na zawsze.




niedziela, 5 grudnia 2021

Bez przepustki do „Zastalu” – ciekawe zakamarki Zielonej Góry

 


Przez wiele lat teren był zamknięty i wchodziło się tam przez portiernię, po otrzymaniu odpowiedniego dokumentu – przepustki. Tak było kiedyś w „Zastalu” –  jednym z największych zielonogórskich zakładów. Niedawno, przechodząc obok zastalowskich budynków, zobaczyłam otwartą furtkę i obiecałam sobie, że gdy będę tam następnym razem, wejdę i zrobię kilka zdjęć. Po tygodniu wróciłam. Furtka była otwarta, ale ja postanowiłam zabawić się w paparazzi i „zakradłam się” na teren dawnej fabryki wagonów przez dziurę w płocie. Nie był to żaden wyczyn, fotografowałam willę Beuchelta i zauważyłam, że przez tę dziurę będzie po prostu krótsza droga. Szkoda, że willa Georga Beuchelta - założyciela  Fabryki Budowy Mostów oraz Konstrukcji Stalowych jest mocno zaniedbana. W przedwojennych zakładach Beuchelta, budowano hale, maszyny rolnicze, wagony, a przede wszystkim  mosty. To tu powstawał wrocławski Most Grunwaldzki, dużo skromniejszy w Cigacicach i wiele innych łączących brzegi Odry. Georg Beuchelt był też bardzo zasłużony dla rozwoju Zielonej Góry. W powojennym „Zastalu” pracowali moi rodzice, kilka razy byłam u nich i teraz podczas wędrówki po zakładzie zastanawiałam się, czy poznam ich miejsca pracy, odnalazłam je! Z wielkim sentymentem snułam się zaglądając w różne zakamarki. Przypominałam sobie rozmowy rodziców, ile i jakich wagonów tutaj produkowano. Minęłam ogromny komin, z wielką uwagą oglądałam go z różnych stron. Dalej były wielkie hale, ogromne suwnice. Wszystko jak dawnej, tylko zakład stał częściowo opustoszały. Niektóre budynki były zagospodarowane przez jakieś firmy. W jednym przeprowadzano właśnie remont. Zaciekawiła mnie tam balustrada schodów i drzwi wejściowe ozdobione cegłą, ale nie wchodziłam do środka, żeby nie przeszkadzać w pracach. Niewiele zostało z dawnej fabryki Georga Beuchelta, a  później, po wonie  Zaodrzańskich   Zakładów  Przemysłu   Metalowego  „Zastal”.
Wychodziłam już „normalnie” przez furtkę i moją uwagę przykuło ciekawe drzewo rosnące obok willi. Wyglądało trochę jak wyrośnięty sumak octowiec, ale to nie był sumak. Odszukałam już nazwę tego drzewa. Jest to dobry pretekst, aby wrócić do „Zastalu”.
































niedziela, 28 listopada 2021

Dalie w innej odsłonie - czyli moja przygoda ze szkłem


Od wielu lat szkło fascynuje mnie, jako materiał, z którego wykonane są różne piękne przedmioty.  Któregoś dnia podczas jednej z wizyt w Galerii Sudeckiego Centrum Kultury i Sztuki pomyślałam sobie, że chciałabym „pobawić się” szkłem, spróbować coś z niego zrobić, cokolwiek! Wydawało mi się, że z tym marzeniem będę musiała czekać aż do kolejnego wyjazdu do Szklarskiej Poręby. Nie spodziewałam się, że coś atrakcyjnego znajdę w Zielonej Górze. A jednak znalazłam! Zapisałam się na warsztaty organizowane przez BasoLeArt Glass i tak poznałam Olgę – właścicielkę, kobietę pełną pasji i słońca. Szkło jest jej wielką miłością i mogłaby opowiadać o nim godzinami. A ja mogłabym godzinami słychać.
Czas spędzony w pracowni były dla mnie fantastyczny. Wykonałam swój pierwszy szklany przedmiot i dowiedziałam się bardzo dużo o szkle. O jego historii i różnych metodach pracy z tym delikatnym tworzywem. Moi drodzy jak będziecie mieli chwilkę czasu, poszukajcie w internecie informacji o tym, kiedy i jak powstało szkło. Towarzyszy ono człowiekowi od kilku tysięcy lat, ale tak naprawdę nie wiemy, kiedy człowiek „zaprzyjaźnił się ze szkłem”. Nie ma ono swojego wynalazcy, są znaleziska archeologiczne, ciekawe historie, legendy. Jedną z tych legend usłyszałam od Olgi.
Jakie jest szkło? - Dobrze wiecie, że jest kruche, a gdy naciskamy je palcem czujemy jego twardość. Ten niezwykły materiał charakteryzują dwie z pozoru sprzeczne cechy. Znamy wiele rodzajów szkła widzimy je w naszej codzienności i jest wiele metod pracy z nimi. Metoda, którą pracowałam to fusing, czyli łączenie (w przypadku szkła – stapianie). Nie byłoby to możliwe gdyby nie wynaleziono kompatybilnego szkła czyli takiego, które mając różne kolory posiada te same właściwości jeżeli chodzi o topienie, a później stygnięcie. A skąd te różne kolory i odcienie? – to też dowiedziałam się od Olgi. Szkło jest barwione poprzez dodanie do masy szklanej (przy topieniu) związków metali.
Sama praca ze szkłem była dla mnie fascynująca. Gdy popatrzymy na szkło choćby na szybę w oknie to widzimy gładką taflę. Aby powstało cudo, które widzicie na zdjęciu tytułowym, trzeba z różnokolorowych tafli wyciąć mniejsze elementy i podstawę. Właściwie nie wycina się, jak to robimy nożem czy nożyczkami. Zaznacza się rysę specjalnym narzędziem, a potem wzdłuż tej rysy szkło pęka. Bardzo szybko zauważyłam, że towarzyszy robieniu rysy niesamowity, niepowtarzalny dźwięk. Ta czynność wcale nie jest prosta, bo szkło bywa charakterne. Jedno pękało łatwiej, inne było trochę oporne. Żadnej rysy nie da się poprawić, trzeba ją zrobić raz a dobrze. Nie mając wprawy robiłam wiele kiepskich rys i szkło z trudem odłamywało się. Moje obserwacje na temat charakteru szkła potwierdziła Olga i doradzała jak sobie poradzić z krnąbrnymi kawałkami. Podczas pracy rozmawiałyśmy o wielu sprawach, również o codzienności. Jak ważne jest to, aby otaczać się pięknymi przedmiotami i, że w nawale różnych obowiązków trzeba szukać czasu na odpoczynek. Dzięki warsztatom piękne drobiazgi można zrobić samemu. Szukajmy wokół siebie takich miejsc, gdzie powstaje piękno i ludzi, którzy dzielą się nim.