sobota, 25 czerwca 2022

Zielonogórskie piwniczki

 


Kilka razy w roku, najstarsza część miasta, Zielonej Góry ożywa i zaprasza nie na salony, ale do piwnic. Bardzo lubię zwiedzać różne zakamarki, więc z wielką radością przyjęłam propozycję Oli, aby  wybrać się na mały spacer po śródmieściu. W budynkach, obok których na co dzień przechodzę zupełnie obojętnie, kryją się winiarskie piwnice -  to historia mojego miasta. Podczas organizowanych okazjonalnie dni otwartych można je zwiedzać i przenieść się w czasie do dawnej Zielonej Góry. Przez te kilka dni przeszłość łączy się z teraźniejszością. Jest też okazja, aby połączyć dwa w jednym: zwiedzanie miejsc zwykle niedostępnych z degustacją win wyprodukowanych w okolicy. Spacer rozpoczęłyśmy zupełnie przypadkiem od niepozornego budynku, który jak się później dowiedziałyśmy jest jednym z najstarszych w mieście. To dawny Domu Stanów Ziemskich zbudowany w XVII wieku. Gościli w nim znamienici goście, koronowane głowy. Nie znałam historii tego domu, wysłuchałam jej z ciekawością. Potem wędrowałyśmy dalej korzystając z podpowiedzi mapki opracowanej specjalnie na tę okazję. Odwiedzałyśmy kolejne piwnice, słuchałyśmy ciekawych opowiadań o przeszłości poszczególnych budynków, przeplatanych opowieściami współczesnych winiarzy o pracy, która jest też ich ogromną pasją. Piwnice były w różnym stanie: jedne jakby dopiero wczoraj odkopane z kurzu minionych lat, a inne odnowione, zadbane. Piękne uczucie dosłownie dotknąć historii swojego miasta.
























niedziela, 12 czerwca 2022

Spacer w deszczu po Parku Książęcym w Zatoniu

 

Słyszałam jego krople nad moją głową, pięknie szumiały w koronach drzew. Niektóre spadały na moją twarz. Taki deszcz jak nie deszcz, raczej orzeźwiająca mgiełka. Już za chwilę wyszło słońce. Wędrowałam alejką i patrzyłam na lipy te, które fotografowałam w marcu. Mizerne, połamane przez wiatr. Zastanawiałam się wtedy, czy ożyją, doczekają kolejnego lata. Teraz  podziwiałam ich wolę przetrwania. Prawie wszystkie wypuściły po kilka gałęzi i nieśmiało zazieleniły się. Gdzieś niedaleko było gniazdo szerszeni, jeden z nich dostojnie latał koło drzewa. Okrążył mnie dookoła jakby chciał sprawdzić czy się go boję. Szerszeń to jak duża osa, szybko sobie wytłumaczyłam i spokojnie szłam dalej. Zatonie to dla mnie niezwykłe miejsce wracam tu co jakiś czas i ciągle coś mnie intryguje. Tym razem moją uwagę przykuł kamień – ładnie zaokrąglony, leżał koło jednego z drzew. Miał ciekawą żyłkę z kryształami jakiegoś minerału. 
Jednym z moich ulubionych miejsc w parku jest altanka, ozdabiające ją róże właśnie rozkwitły.  Bardzo chętnie odwiedzam kawiarnię, którą otworzono w dawnej oranżerii. Kawa i desery wyjątkowo tam smakują. Siedząc wygodnie przy stoliku i popijając dobrą kawę z eleganckej szklanki, z sentymentem wspominam herbatkę z termosu i szarlotkę. To był mój prowiant podczas rowerowych wycieczkek do Zatonia. Siadałam wtedy na ławecze przed pałacem i ze smutkiem patrzyłam na zarośnięte, niszczejące ruiny. Niesamowite jak to miejsce wypiękniało. Na ścianach kawiarenki, co jakiś czas, pojawiają się obrazy różnych autorów. Teraz akurat mogłam oglądać prace Roberta Tomaka.
Poszłam na chwilę nad stawy, przy jednym z nich usłyszałam żaby, uświadomiłam sobie, że dawno nie słyszałam żabiego koncertu. Niedaleko pałacu pod drzewami rozłożył się kot, taki spryciarz z miną szefa, rozleniwiony w niedzielne popołudnie. Wracałam już do domu i obejrzałam się spoglądając na pałac. Najwyższym drzewem w jego otoczeniu była topola biała, jej liście przedziwnie migotały, jakby błyszczały. To chochlik wiatr obracał je raz ciemniejszą, a raz jaśniejszą stroną. Z  lekkim żalem opuszczałam to magiczne miejsce, do którego można wracać i wracać.