Słyszałam jego krople nad moją głową, pięknie szumiały w koronach drzew. Niektóre
spadały na moją twarz. Taki deszcz jak nie deszcz, raczej orzeźwiająca mgiełka. Już
za chwilę wyszło słońce. Wędrowałam
alejką i patrzyłam na lipy te, które fotografowałam w marcu. Mizerne, połamane
przez wiatr. Zastanawiałam się wtedy, czy ożyją, doczekają kolejnego lata. Teraz podziwiałam ich wolę przetrwania. Prawie wszystkie wypuściły po kilka
gałęzi i nieśmiało zazieleniły się. Gdzieś niedaleko było gniazdo
szerszeni, jeden z nich dostojnie latał koło drzewa. Okrążył mnie dookoła jakby
chciał sprawdzić czy się go boję. Szerszeń to jak duża osa, szybko sobie
wytłumaczyłam i spokojnie szłam dalej. Zatonie to dla mnie niezwykłe miejsce
wracam tu co jakiś czas i ciągle coś mnie intryguje. Tym razem moją uwagę
przykuł kamień – ładnie zaokrąglony, leżał koło jednego z drzew. Miał ciekawą
żyłkę z kryształami jakiegoś minerału.
Jednym z moich ulubionych miejsc w parku jest altanka, ozdabiające ją róże właśnie rozkwitły. Bardzo chętnie odwiedzam kawiarnię, którą otworzono w
dawnej oranżerii. Kawa i desery wyjątkowo tam smakują. Siedząc wygodnie przy stoliku i popijając dobrą kawę z eleganckej szklanki, z sentymentem wspominam herbatkę z termosu i szarlotkę. To był mój prowiant podczas rowerowych wycieczkek do Zatonia. Siadałam wtedy na ławecze przed pałacem i ze smutkiem patrzyłam na zarośnięte, niszczejące ruiny. Niesamowite jak to miejsce wypiękniało. Na ścianach kawiarenki, co jakiś czas, pojawiają się obrazy różnych autorów. Teraz akurat mogłam oglądać prace Roberta Tomaka.
Poszłam na chwilę nad stawy, przy jednym z nich usłyszałam żaby, uświadomiłam sobie, że dawno nie słyszałam żabiego koncertu. Niedaleko pałacu pod drzewami rozłożył się
kot, taki spryciarz z miną szefa, rozleniwiony w niedzielne popołudnie.
Wracałam już do domu i obejrzałam się spoglądając na pałac. Najwyższym drzewem w jego otoczeniu była topola biała, jej liście przedziwnie migotały, jakby błyszczały. To chochlik
wiatr obracał je raz ciemniejszą, a raz jaśniejszą stroną. Z lekkim żalem opuszczałam to magiczne miejsce, do którego można wracać i wracać.
Cóż za piękne miejsce. Na widok tak uroczej kawiarenki w starych ruinach zacnego pałacu aż mi oczy się zaśmiały, chętnie posiedziałabym tam. Sierściuszek przeuroczy, niemal, że jak biała dama wcielona w kota. Jak dobrze, że pozwalają tym okaleczonym pniom na życie, a nawet jak zauważyłam nowe pokolenie wyrasta na matecznym podłożu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńW parku jest wiele pozostawionych starych pni, przyglądam się im uważnie, oj dzieje się tam! Takie kawiarenki to moja słabość.
Usuń