niedziela, 14 kwietnia 2024

Czeskie wakacje. Trzy perełki: Mariańskie Łaźnie, Loket i Karlowe Wary

 

Mariańskie Łaźnie

Po wyjeździe z Pilzna pierwszy postój zrobiłyśmy w Mariańskich Łaźniach. Dzień był zimny, za zimny jak na środek lata – tylko 7o C. Kilka warstw ubrań i gorąca kawa w jednej z kawiarni uratowały sytuację.  Uzdrowisko oczarowało mnie pięknymi budynkami, parkiem. Wszystko to powstało, aby cieszyć oczy wypoczywających tu kuracjuszy i turystów.  Przyjeżdżają tu goście z wielu państw, a przed laty kurort był ulubionym miejscem arystokratów i uznanych artystów. Często pojawiali się tutaj władcy państw. Lubię takie miejsca, pobudzają one moją wyobraźnie, ale też cieszą faktem, że zwyczajny człowiek może oglądać tak niezwykłe miejsca, nie są zastrzeżone tylko dla elit. Kontrastem dla neobarokowej kolumnady i innych bogato zdobionych budynków kurortu był skromny ewangelicki kościółek, który znalazłam na jednej z bocznych ulic i skromne jakby zapomniane schodki. 










Loket

Kolejnym pięknym miejscem, które zobaczyłam tego dnia był mroczny i tajemniczy Zamek Loket.  Przyglądałam mu się uważnie, gdy „grał” mały epizod w filmie „Cassino Royale”. Na żywo średniowieczny zabytek wyglądał jeszcze piękniej. Przyjechałyśmy z Olą do miasteczka Loket w porze obiadu, aby nie tracić czasu na poszukiwania, zapytałyśmy pana parkingowego o restaurację. Polecił nam jedną z typową czeską kuchnią. Pospacerowałyśmy chwilę po mieście pięknie położonym nad rzeką Ochrzą i pełnym ciekawych zakamarków. Nad wszystkim górowały potężne mury zamczyska, Z  żalem opuszczałyśmy Loket.










Karlowe Wary

Tropem Jamesa Bonda i bohaterki filmu „Ostatnie wakacje” pojechałyśmy z Olą do Karlowych Warów. Krótki spacer po mieście zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ilość pięknych budynków była oszałamiająca. Jeden ciekawił nas szczególnie – luksusowy Grandhotel Pupp, który dla potrzeb filmu zamienił się w Cassino Royale.  Aby poczuć jego atmosferę poszłyśmy do hotelowej kawiarni. Trudno opisać przepych dekoracji wnętrz. Karlowe Wary to słynne uzdrowisko dla elit, ale to również miasto, gdzie Ludwig Moser tworzył szklane cudeńka. Fabryka Mosera istnieje do dzisiaj, ale nie udało nam się wejść do powstałego przy niej muzeum. Okazało się jednak, że w hotelu była spora kolekcja szkieł Mosera. Najpiękniej prezentowały się wazony z gradiolami ustawione w hotelowym hallu. W kilku miejscach wyeksponowane były misy i inne cudeńka. Sufity zdobiły kunsztownie wykonane żyrandole. Spacerowałam, zachwycałam się tym wszystkim i robiłam zdjęcia. W pewnym momencie dostrzegłam, że jeden z gości hotelowych uważnie mi się  przygląda, a jeszcze uważniej dwaj panowie, którzy mu towarzyszyli. Skupiłam się na  oglądaniu żyrandoli i kinkietów, pokazując w ten sposób, że nie interesują mnie hotelowi goście, ale piękny wystrój wnętrz. Wolałam nie ryzykować i opuściłam hall, odprowadzana czujnym wzrokiem panów. Poczułam się jakbym przypadkiem wpadła na plan filmu sensacyjnego.
 






















 

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Czeskie wakacje. Pilzno – nie tylko piwo

 


W czasie naszej podróży po Czechach zaplanowałyśmy z Olą wizytę w jednym dużym mieście. Czy był to dobry pomysł? Po kilku dniach szwendania się po małych miasteczkach, parkach, pałacach i zamkach mogło to być trochę szokujące. Sprawdziłyśmy, jak to się mówi „na własnej skórze”.
W sobotnie popołudnie Pilzno powitało nas bardzo życzliwie. Dojazd do hotelu okazał się łatwy, a sam hotel był piękną kilkupiętrową kamienicą, położoną blisko centrum miasta. Zachwyciła mnie w nim stara winda i mozaika z Maryjką na jednej z klatek chodowych.
Pomysł na zwiedzanie Pilzna miałyśmy niewyszukany. Najpierw obejrzałyśmy to, co opisano w przewodnikach: synagogę, katedrę św. Bartłomieja, zabytkowy browar i kilka innych miejsc. Jednak nie smak piwa jest czymś, co zapamiętałam z wizyty w Pilźnie. Podczas wędrówki po centrum miasta wstąpiłyśmy do kawiarni. W menu wypatrzyłam coś ciekawego – czarną japońską herbatę Koucha Benifuuki Tokunoshima. Miała niezwykły smak i aromat. Przypomniała mi komnatę urządzoną w stylu japońskim, która widziałam na Zamku w Bruntalu na początku tych Czeskich wakacji. I tak siedząc w kawiarni, pełnej międzynarodowych gości, przeniosłam się myślami do niewielkiego miasteczka leżącego tuż przy granicy z Polską. Później był czas na wędrowanie i zaglądanie w różne mniej znane zakamarki. Nie pamiętam gdzie znalazłam informację o modernistycznym architekcie wnętrz Adolfie Loosie, mieszkającym i tworzącym w Pilźnie. Zaintrygowała nas turystyczna trasa prowadząca przez mieszkania, które Loos zaprojektował. Okazało się jednak, że konieczna była wcześniejsza rezerwacja. Pomyślałam, że może kiedyś…
Jednym ze sposobów na odpoczynek od zgiełku dużego miasta jest spacer po parku. Niedaleko naszego hotelu był Borsky Park. Wybrałyśmy się tam, aby nacieszyć oczy zielenią. Po drodze zaintrygowała nas kawiarnia otwarta w piwnicy jednej z willi. Wydawała się jakby znajoma…
Tak, to była Willa Semlerów, jeden z domów przedstawionych w informacji o Adolfie Loosie. Wstąpiłyśmy na kawę, aby przyjrzeć się wnętrzu. Obejrzałyśmy willę z wszystkich stron fotografując niektóre detale. Taka namiastka wspomnianej wcześniej trasy turystycznej.
Pilzno okazało się niezwykłym przystankiem podczas wakacyjnej podróży po Czechach. Z wizyty w tym mieście zapamiętałam smak herbaty Benifuuki i zimne marmurowe ściany modernistycznej Café Semler. Po powrocie zakupiłam japońską herbatę do swojej kolekcji i przygotowując ten wpis popijam ją z mojej ulubionej filiżanki.