niedziela, 12 stycznia 2025

Gwiazdkowe wspomnienia – bombki z czasów mojego dzieciństwa

Stare bombki czekały na mnie w kartonie, to był pierwszy rok, kiedy nie zawieszaliśmy ich na choince. Szukałam dogodnej chwili, aby je przejrzeć. W sumie dobrze, że nie zabrałam się za to w pośpiechu, między gotowaniem a sprzątaniem przed świętami. Kilka dni temu wreszcie znalazłam czas, aby pooglądać je, popytać Rodziców. Próbowałam ustalić, która jest najstarsza. Wytypowaliśmy dwie z jednego kompletu: jasno zieloną i różową. Nie wiadomo czy szyszki albo łezki nie są przypadkiem w tym samym wieku, a może starsze. Wszystkie ozdoby w kartonie były z lat 70. XX wieku a niektóre może z końcówki lat 60.  Pamiętam jak co roku wspólnie całą rodziną krzątaliśmy się przy choince. Teraz wspominając dawne czasy, sprawdziłam obecność moich ulubionych ozdób. Delikatnie, aby nie potłukły się wyjmowałam kolorowe szklane cudeńka. Ptaszek został tylko jeden, bez ogona i bez sprężynki z klipsem. Szyszki przetrwały aż cztery. Na jednej znalazłam tasiemkę. Odcięłam ją i wrzuciłam do kosza. Po chwili wyjęłam … To nie była zwykła szara tasiemka. Niesamowite! Przypomniała mi się chwila, gdy jako mała dziewczynka zawiązywałam, na szyszkach, biało srebrne wstążeczki. Nie mogłam wyrzucić tej co pozostała, chociaż biel poszarzała, a srebrne nitki zrobiły się czarne. O grzybek! Przetrwał jeden grzybek! Są też dwie łezki z tych najstarszych i pięć nowszych, ale jeszcze szklanych. Niebieska bombka w paski miała różnokolorowe koleżanki, niestety potłukły się. Z dawnych ozdób pozostały jeszcze światełka przypominające świeczki, ale nie świecą. Znalazłam zapasowe gwiazdki do kompletu, który migał. Komplet był przepiękny i pamiętam, że bardzo cieszyło mnie kolorowe gwiazdki migające na choince. Wyciągnęłam też bardzo stare srebrne łańcuchy i wplątane w nie włosy anielskie nazywane lametą. Zrobiłam ozdobom sesję zdjęciową i zapakowałam do nowych kartoników. Myślę, że przed kolejnym Bożym Narodzeniem zajrzę do nich. Może uda się naprawić światełka?

Zapraszam do galerii zdjęć i w sentymentalną podróż w czasy dzieciństwa, Myślę że każdy ma takie swoje ozdoby czy też inne przedmioty z dawnych lat, na które warto spojrzeć z refleksją, szacunkiem i wdzięcznością za chwile, spotkania którym one towarzyszyły.





















środa, 1 stycznia 2025

Herbatka po angielsku – smak 2024 roku


Do stolika podczas śniadania dosiadała się Pani Teresa. Rozmawiałyśmy sympatycznie dzieląc się wrażeniami dotyczącymi potraw podawanych na śniadanie. Z czasem te rozmowy przedłużyły się i  włączały się do nich kolejne osoby. Pani Teresa opowiadała o swoim życiu w Wielkiej Brytanii. Każdego poranka historie o literaturze i sztuce przeplatały się z kulinarnymi – na przykład o dobrze upieczonym schabowym, gdzie go można zjeść w Londynie i o herbacie przyrządzanej po angielsku. Z wielką ciekawością słuchaliśmy tych opowieści. Towarzyszył im zapach kawy i smak herbaty. Dowiedziałam się, ile dodać mleka, aby zachować właściwe proporcje: aromat i cierpkość mocnej herbaty oraz aksamitność i lekkość odrobiny mleka. Ważne też z czego zrobiono filiżankę i dzbanek. Dobrej jakości porcelana dodaje nie tylko elegancji. Ten rodzaj ceramiki jest neutralny i nie zmienia smaku parzonego napoju. Zrozumiałam, że herbata po angielsku to coś zupełnie innego od słabej herbaty, którą pamiętam z dzieciństwa, łączonej pół na pół z mlekiem, nazywanej w moim domu bawarką.
2024 rok kojarzyć będę z herbatką, przyrządzaną przez Panią Teresę, podczas jednego z moich wyjazdów. Popijając ten aromatyczny napój, wspominam miniony rok. Jestem wdzięczna za wszystko, co widziałam, czego doświadczyłam. Za niezwykłe miejsca, które odkryłam i te, które już od jakiegoś czasu są dla mnie przyjazne. Jednak przede wszystkim z ogromną wdzięcznością myślę o nowo poznanych osobach i o Was moi Drodzy Znajomi, Czytelnicy bloga i książek. Dziękuję za to, że towarzyszycie mi od lat.

Herbatkę serwowałam w bardzo starym serwisie z Chodzieży. Brakuje w nim dzbanuszka do mleka, może zbił się. W tej roli wystąpił inny z podobnym wzorem.

 






środa, 18 grudnia 2024

Smak świątecznej kawy

Któregoś dnia, rozświetlone sznurami lampek, wystawy okienne skusiły mnie na małą przerwę w gonitwie po sklepach. Wstąpiłam do kawiarni i zamówiłam świąteczną kawę. Nie pamiętam czy piłam już taką. Delikatne latte z cynamonem, czymś jeszcze i nutką rozmarynu z gałązki położonej na piance mleka. Kawa nie była mocna, dobrze bo nie lubię gdy daje kopa. Przy okazji zapytam o gatunek. Często pytam skąd pochodzi coś, co mi smakuje. W świątecznym napoju, który zamówiłam, najważniejszy okazał się rozmaryn. Najczęściej dodaję go do mięs, ryb, a tu proszę doskonale komponował się z kawą i innymi przyprawami. Spodobało mi się próbowanie nowych smaków. Ale przyznam, że niełatwo pisać o takich wrażeniach. Miejscowości albo szczegóły krajobrazu jakoś prościej opisać. Byłam już wcześniej w tym lokalu i lubię klimat tego miejsca. Przed laty mieścił się tutaj sklep z męską odzieżą. Garnitury, koszule, krawaty wszystko wysokiej jakości. Pamiętam to z dzieciństwa. W kawiarni wszystkie stoliki były zajęte. Niedaleko siedziało dwoje ludzi w moim wieku, nieco dalej para z małymi dziećmi. Przy innym stoliku spotkały się trzy panie. Bliżej okna usiadła grupka młodych. Grała muzyka, ale była tak dyskretna, że nie przeszkadzała. Nastrojowe świąteczne ballady i inne stare przeboje snuły się jakby po kątach przestronnej sali. Docierały do mnie strzępy rozmów. Chociaż nie wsłuchiwałam się w nie, wyczuwałam, że niektóre były niełatwe. Dobrze, że ludzie w różnym wieku spotykają się i dzielą swoimi sprawami. Znajdują chwilę dla siebie i innych, robią przerwę w codziennym zabieganiu. Ostatnio częściej przyglądam się ludziom, anonimowym, przypadkowo napotkanym w przestrzeni publicznej. Wnoszą coś wyjątkowego do każdego z miejsc, są ich integralną częścią. Piszę o tym wszystkim bo myślę, że warto celebrować takie ulotne chwile. Zwyczajne ale niepowtarzalne bo przecież żadna z nich nigdy nie wróci. Z kawiarni Kratka w Zielonej Górze zabieram ze sobą doskonałą świąteczną atmosferę i smak kawy, rozmarynu i cynamonu. 
Niewiele zdjęć zrobiłam, ale wydaje mi się że ich kolor i nastrój doskonale oddaje smak i atmosferę tego popołudnia.








niedziela, 8 grudnia 2024

Secesyjnie i kobieco


Ostatnio dużo pisałam o różnych stylach w architekturze. Często przedstawiałam secesyjne budynki i wnętrza, od wielu lat jestem zafascynowana. Architektura secesyjna, jak każda inna, nie powstawała w próżni. Jej twórcy żyli w konkretnym miejscu i czasie, tak więc cechy charakterystyczne dla tego stylu były widoczne w wielu dziedzinach sztuki, w przedmiotach życia codziennego, a nawet w modzie. Wspaniałym uzupełnieniem moich wakacyjnych poszukiwań secesyjnych motywów okazała się wizyta w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze. Do połowy września prezentowano tam wystawę „Kobieta i jej świat”. Tytuł nie jest zaskakujący, ponieważ kobieta była użytkowniczką większości zgromadzonych eksponatów i inspiracją wielu dzieł. 
W muzealnych salach pokazano, obrazy, meble, stroje oraz przedmioty codziennego użytku. Ozdobione były charakterystycznymi dla secesyjnego stylu łagodnymi, zaokrąglonymi liniami, motywami roślinnymi i zwierzęcymi. Zaaranżowano też piękne wnętrza z przełomu XIX i XX wieku. Trudno to wszystko skrupulatnie opisać. Zapraszam więc na wędrówkę w czasie, do galerii moich zdjęć.