Serdecznie zapraszam 6 lipca do Szklarskiej Poręby. O godzinie 18.00 w Chacie Izerskiej opowiem o moich rowerowych wędrówkach i o książce "Izery. Moja rowerowa przestrzeń".
Odkrywam ją w czasie wędrówek i wycieczek rowerowych, ale też próbuję odnaleźć w sobie. Nadszedł czas, aby dzielić się tą przestrzenią z innymi ludźmi.
piątek, 29 czerwca 2018
sobota, 23 czerwca 2018
Złamane drzewo o wielkiej sile życia
Nie spodziewałam się, że niedługi niedzielny
spacer może być aż tak zachwycający. Zabrałam kije i wybrałam się do lasu, zdecydowałam się na dłuższą trasę. Szybko dotarłam
do potoku Pustelnik, oj zrobił się chudziutki w te gorące dni. Niedaleko słychać było
dziwne skrzeczenie jakby wołanie. Zdziwiłam się. Wołanie było coraz bliżej, a
po chwili zmieniło się w znajome krakanie. To kruk. Siedział na drzewie nad źródłami
Pustelnika i wydawał z siebie przedziwne dźwięki. Dlaczego właśnie tam
przysiadł i co ogłaszał całej okolicy? Może powinnam sprawdzić czy pod jego
drzewem nie leżał jakiś zaczarowany kamień? Wędrowało mi się wspaniale Kije Samobije gnały
do przodu. Postanowiłam utrudnić drogę i poszłam trochę dookoła, a na dodatek pod górkę aby odwiedzić Samotnego Buka. Stał
dumnie pośród innych drzew. Już miałam odchodzić z tego miejsca i sięgnęłam po kije
i oniemiałam. Tuż przy mojej nodze był złamany młodziutki dąb. Bardzo dzielnie walczył o
swoje życie wypuszczając wszędzie pędy. Pięły się ku górze, z przewróconego pnia, jakby chciały stać się w przyszłości osobnymi drzewkami. Wzruszyło mnie to drzewo niepozorne maleństwo o wielkiej sile życia. Mam więc w lesie kolejnego znajomego, którego będę mogła odwiedzać podczas spacerów z kijami.
czwartek, 14 czerwca 2018
Moje Anioły
Moje
anioły są inne, skromniejsze. Nie wiem kiedy rozgościły się w Mojej przestrzeni, a może były w
niej zawsze. Nie słyszę szumu ich skrzydeł, a kiedy oglądam się za siebie nie widzę
ich cienia. Ale one są! Niedawno przeczytałam, że szczęśliwe zbiegi
okoliczności, których doświadczam, to właśnie obecność aniołów,
które mnie strzegą. Gdy samochód niebezpiecznie wyprzedza, mnie i mój rower, ale jakoś omija, to pewnie ich sprawka. Gdy pociąg poczekał, a
zgubiony przedmiot się znalazł i wiele innych codziennych sytuacji, to zapewne też ich robota.
„Każdy
ma swojego anioła” jak pisze Anselm Grün.
Często czuję obecność mojego Anioła Stróża i wiem, że on czasem działa poprzez zwyczajnych ludzi,
których spotykam w moim życiu. Niektórzy pojawiają się tylko na chwilę inni zostają dłużej. Towarzyszą mi w radosnych i trudnych chwilach,
czasami prawie dosłownie prowadzą za rękę, pocieszają albo po prostu są i dzielą
ze mną radość i smutek. Niestety dopiero po latach umiem docenić jak ważne były te napotkane osoby.
Nie kolekcjonuję ich, ale mam już trochę obrazków i figurek Aniołów. Same przychodzą, kupiłam chyba
tylko dwa. Jeden z nich jest podobny do mnie, trzyma się kurczowo, jakby bał się, że straci kontrolę, albo coś mu ucieknie, ja czasem też tak mam. On chyba, tak jak ja nie wie, że gdy puści to nic się nie stanie, bo dobrze
czasem pozwolić sprawom płynąć swoim własnym nurtem. Pozostałe to piękne prezenty od różnych ludzi. Niektóre są
śmieszne, inne poważne lub zamyślone. Anielica podarowana przez babcię, jest bardzo dostojna. Najmniejszy z tej mojej ekipy, ale też najpiękniejszy
i najmilszy został namalowany na kamieniu. Uśmiecham się do siebie zawsze gdy na
niego spojrzę. Tego Anioła Uśmiechu dostałam od kogoś, kto zupełnie nie wierzy w
anioły i jakąkolwiek ich moc. Pamiętam jaka byłam zaskoczona i jak cieszyłam się, kiedy go dostałam.
Myślę, że ta radość pozostała w tej maleńkiej postaci na długie lata.
Anielskie podobizny zamieszkały w moim pokoju i przypominają ludzi, którzy mnie obdarowali, ale też to, że każdy ma swojego anioła, który czasem przybiera ludzką postać.
Dziękuję za Waszą obecność.
Anselm Grün OSB "Każdy ma swojego anioła", Kraków, Znak 2002
czwartek, 7 czerwca 2018
Zamkowe drzewa - Siedlisko
Zawsze myślałam,
że drzewa czują podobnie jak ludzie i porozumiewają się. Wszystkie te moje
domysły potwierdziła popularna ostatnio książkę "Sekretne życie drzew”. Opisuje
ona co dzieje się w tej mało poznanej przez nas społeczności jaką jest las
czy park. Od lat przyglądam się drzewom, nadaję imiona, chodzę w ich cieniu i
zagaduję do nich jak do starych znajomych. Wsłuchuję się w szum gałęzi na
wietrze, jakbym chciała usłyszeć, co mówią. Zawsze ujmuje mnie spokój, który
towarzyszy spotkaniom z drzewami, przenika mnie niezależnie, w jakim nastroju
przychodzę i często pozostaje na długo.
Gdy odwiedzam stare rezydencje jakby uważniej
przypatruję się drzewom rosnącym w ich pobliżu. One od wieków zaglądają w okna
pałaców i zamków, kiedyś podglądały życie arystokracji. Przetrwały wszystkie zawieruchy
i często są jedynymi mieszkańcami zabytków.
Podczas mojej wizyty w
Siedlisku przy zamku znalazłam piękną grabową aleją. Te niepozorne drzewa od razu
wydały mi się bardzo stare. Przed laty ich korony zostały uformowane ręką
jakiegoś ogrodnika, więc drzewa nie były wysokie. W innej części rósł okazały
dąb i tajemnicze drzewo z wrośniętą tabliczką informującą, że jest ono
Pomnikiem Przyrody. Pomnik Przyrody swoją korą prawie całkowicie zasłonił
napis. Był jakby znajomy, ale nie wiedziałam, jaki to gatunek. Okazało się, że
to jest magnolia. Magnoliom przyglądamy się, gdy kwitną, a potem nie zwracamy
na nie uwagi. Wędrówka wokół pałacu to był przedsmak całej serii spotkań z drzewami
podczas pięknego popołudnia spędzonego po drugiej stronie Odry. Będę miała o czym pisać w najbliższym czasie.
Peter Wohlleben "Sekretne życie drzew" Kraków, OTWARTE, 2016
poniedziałek, 4 czerwca 2018
Zakamarki Zielonej Góry - Uliczka bez nazwy
Od dłuższego czasu intrygowały
mnie okolice Wieży Łaziebnej zwanej często Głodową. W końcu to bardzo stara część mojego miasta, pełna ciekawych miejsc. Dotarłam tam któregoś popołudnia. Ucieszyłam się bo na remontowanym budynku dawnego hotelu i kasyna wypatrzyłam balkon z piękną balustradą. Uwielbiam takie cacka. Wieża Łaziebna stała tuż obok i kusiła uchylonymi
drzwiami. Przyglądałam się jej uważnie, ale tego dnia bardziej od niej zaintrygowała mnie wąską uliczka, która prowadziła od wieży na deptak. Otwierały się na nią
tylne drzwi kilku budynków, w tym słynnego Złotego Domu, a raczej Pechowego Domu, bo od lat stoi pusty. Był tam też jeden
sklep. Co najciekawsze nigdzie nie znalazłam nazwy. Dlatego jest to Uliczka Bez Nazwy, ale za to z przepięknym skrawkiem nieba wyciętym przez wysokie budynki. Niesamowite, szłam taką trochę zapomnianą uliczką w samym centrum miasta. Oczami wyobraźni widziałam jak tylnymi drzwiami wymykają się bohaterowie
jakichś niezwykłych historii i znikają gdzieś w tłumie wędrującym przez deptak
albo rozpływają w wieczornej jesiennej mgle.
Po chwili wróciłam do rzeczywistości, ale czy tak do końca?
Subskrybuj:
Posty (Atom)