środa, 12 maja 2021

Biblia - „Żywe bowiem jest słowo Boże”


Słowa Pisma Świętego towarzyszą mi od wielu lat.  Słyszę je podczas uroczystości i świąt kościelnych, w których uczestniczę. Mam w domu swoją Biblię, od niedawna czytam ją codziennie i próbuję zrozumieć fragment, który właśnie przeczytałam. Do czego zaprasza mnie, jaka myśl pojawiła się, jaka refleksja. Czasem jest to tylko modlitwa słowami Ewangelii. Często zastanawiam się, jak to jest, że zdania spisane kilka tysięcy lat temu, tak bardzo odnoszą się do współczesności. Wiele razy przekonałam się, że przeczytany urywek jest o akurat, o moim tu i teraz, o relacjach z ludźmi, o tym co we mnie, o wątpliwościach i obawach, radości i złości. Czy to przypadek? Zanim zaczęłam sama czytać Pismo Święte słyszałam, że Słowo tłumaczy nasze życie, prowadzi i ma moc przemieniania nas. Zastanawiałam się wtedy, jako to jest. Teraz już wiem, że to nie dzieje się nagle, jak grom z jasnego nieba, tylko tak powolutku małymi kroczkami. Czytam i więcej widzę, lepiej rozumiem i spokojniej patrzę na to, co przynosi życie. Gdy jadę w nieznane okolice, przeglądam przewodniki turystyczne, oglądam mapy. Dzięki nim łatwiej mi poruszać się w nowym miejscu. Biblia jest dla mnie jak przewodnik - przewodnik po życiu.

Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek” (Hbr 4,12-13)

Wyobraź sobie taką sytuację - wchodzisz do niewielkiej kaplicy na osiedlu w 100 tysięcznym mieście. Siadasz w ławce i słyszysz słowa Pisma Świętego. Wchodzisz tylko na chwilę, bo spieszysz się do domu. Następnego dnia wchodzisz ponownie, ale Słowo pozostało i trwa, aż wszystkie zdania Pisma Świętego będą przeczytane. Wypełnią mury i tych, którzy je słuchają. Powędrują do domów w sercach i umysłach tych ludzi. Biblia od początku do końca, doskonała, niezwykła modlitwa Słowem Bożym. Prosta, bo można tylko czytać, albo tylko słuchać. W jednym i w drogim przypadku zanurzamy się w ponadczasowe Słowo, ono przenika nas.  

Właśnie na takie wydarzenie chciałabym Was zaprosić. Tych, którzy wierzą, ale też tych, którzy nie znają  Boga. Posłuchajcie. 
                                   Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha (Mk 4, 9) 
 Link do transmisji: Biblia 24/7



sobota, 8 maja 2021

Spacer Aleją Juliusza Słowackiego w Zielonej Górze

 


Pisałam ostatnio o niesamowitym widoku na Zieloną Górę  z Alei Juliusza Słowackiego, a przecież sama aleja jest tak interesująca, że warto nią przejść tam i z powrotem. Nie wiedziałam nikogo, kto by tak spacerował. Mało ludzi zwiedza swoje miasta. Wędrując niespiesznie z Nikosiem wzbudzałam spore zainteresowanie przechodniów. Z balkonu jednej z posesji bardzo uważnie przyglądali mi się starsi państwo. A ja chodziłam i fotografowałam, przede wszystkim drzewa. Doszłam do wniosku, że to chyba jedna z piękniejszych ulic w mieście. Rosną przy niej okazałe buki i dęby, znalazłam nawet wiąz. Poczekam aż pięknie zazieleni się i tego przystojniaka przedstawię w osobnym wpisie, zasługuje na to. Przy alei stoi przy tajemniczy dom. Tak go kiedyś nazwałam. Teraz już wiem, że jest to willa zbudowana w 1864 roku przez Friedricha Förstera, jednego z najbogatszych mieszkańców dawnej Zielonej Góry. Z wieżyczki roztacza się piękny widok na miasto i na jego okolicę.  Od willi w stronę miasta prowadzą schody. W czasach, gdy chodziłam do szkoły podstawowej była to jedna z moich tras do Hali Ludowej, gdzie w ferie, całą grupką dzieci ze szkoły, oglądaliśmy filmy. Przez wiele lat nie zaglądałam tutaj. Teraz z wielką radością przechadzałam się w towarzystwie pięknych drzew, ach jak ja to lubię.
Zapraszam na spacer, a kto nie jest z Zielonej Góry może wędrować wirtualnie oglądając moje zdjęcia. 

































sobota, 1 maja 2021

Aleja Juliusza Słowackiego w Zielonej Górze - widok na miasto za firanką z drzew

 

Wyszłam na niedługi spacer z Nikosiem i nie spodziewałam się, że zawędruję tak daleko. Zaszalałam, dotarłam na Wzgórze Löbtenz w dawnym Grünbergu. Biorąc pod uwagę odległość, nie był to długi spacer, ale za to przeniosłam się w czasie o dobre 100 lat. Aleja Słowackiego, którą szłam była wtedy promenadą spacerową. Dawni zielonogórzanie przychodzili tu i podziwiali piękne widoki. Z jednej strony patrzyli na panoramę miasta. Przystawałam więc co kawałek i wyobrażałam sobie jaki widok był tu kiedyś. Próbowałam odgadnąć, które budynki już stały. Robiłam zdjęcia, wypatrując przestrzeni pomiędzy blokami. Lubię drzewa, ale teraz trochę mi przeszkadzały. Cieszyłam się, że liście są jeszcze malutkie. Za chwilę, gdy urosną i tego widoku już nie będzie. Miałam też nadzieję, że Nikoś złapie ostrość, bo ostatnio różnie z tym było u niego. No cóż, elektronika też się starzeje. Od południa, czyli z drugiej strony tej dawnej promenady, sto lat temu, roztaczał się wspaniały widok w kierunku Nowej Soli i Kożuchowa. Teraz, aby chociaż coś zobaczyć, trzeba zejść na Osiedle Słowackiego, zbudowane w miejscu, gdzie dawniej były winnice. Na Wzgórzu Löbtenz stało tylko kilka domów, wśród nich charakterystyczna willa Försterów zbudowana w 1864 roku. Dom postawiono w niezwykłym miejcu. Miał charakterystyczną wieżyczkę z widokiem na miasto i na południe, hen daleko. I na pewno, przez kilka dni w roku, gdy powietrze było bardzo przejrzyste, można było zobaczyć góry.  Trochę zmieniony, zachował się do dzisiaj. Pamiątką po winnicach jest natomiast piwniczka, która mieści się przy ulicy Wodnej. Te wszystkie wiadomości znalazłam w artykułach Tomasza Czyżniewskiego publikowanych w Łączniku Zielonogórskim. Muszę przyznać, że Nikoś nawet nieźle sobie poradził i na zdjęciach widać miasto za firanką z drzew.