czwartek, 29 listopada 2018

Niezwykły las kolejki szprotawskiej



Dawno nie byłam w tej części lasu otulającego moje miasto. Tuż za zabudowaniami Jędrzychowa, dzielnicy Zielonej Góry przebiega trasa dawnej kolei szprotawskiej, która działała do lat czterdziestych XX wieku. W wielu miejscach pozostały ślady torowiska, teraz są tutaj trasy turystyczne. Tam, gdzie wybrałam się ze znajomymi w sobotnie przedpołudnie był szlak żółty i kilka tras nordic walking. Nie spotkaliśmy jednak zbyt wielu turystów.  Pochmurny jesienny dzień okazał się doskonały na leśne wędrówki. Na młodych brzózkach złociły się listki i rozjaśniały szarość. Mchy pięknie zieleniły się. Przy trasie i w jej najbliższej okolicy mogłam podziwiać to, co kiedyś nazwałam cudami natury. Niepozorne drobiazgi przykuwały moje oczy i wręcz zmuszały do robienia zdjęć. Zobaczcie ile wspaniałości kryje jesienny las. W pewnym momencie, gdy opowiadałam znajomym to, co pamiętałam z historii kolei szprotawskiej, w środku lasu, za naszymi plecami usłyszeliśmy gwizd lokomotywy i stukot kół jadącego pociągu. Co to było, skąd dochodziły te dźwięki?  Kilkakrotnie oglądaliśmy się za siebie sprawdzając, czy po nieistniejących torach nie pędzi jakiś pociąg zagubiony w czasie. Niesamowite!


Więcej informacji o kolei szprotawskiej na stronie: kolejka.ptkraj 



























środa, 21 listopada 2018

Serduszkowa Ścieżka - szlak z Budnik do Skalnego Osiedla w Karpaczu




Wycieczka z Karpacza do Budnik była jedną z moich dwóch jesiennych wędrówek po Karkonoszach. Wiąże się z nią tak dużo wrażeń, że trudno było je opisać w jednej historii na blogu. W wcześniejszym wpisie opowiadałam o tym, jak dotarłam do Budnik, a w  poprzednim o serduszkach znalezionych po drodze z dawnej osady. Pora opisać tą niezwykłą Serduszkową Ścieżkę prowadzącą z Budnik do Skalnego Osiedla w Karpaczu. Jest ona oznaczona czerwoną literką B. Schodziłam nią powoli ucieszona, że tuż obok płynie potok Skałka. To właśnie on skusił mnie, aby wybrać tę drogę. Schodziłam ostrożnie, bo przecież wcaaale nie było stromo, zgodnie z tym co powiedział mijany po drodze turysta. Mężczyźni mają jakieś inne spojrzenie na poziomice i różnice wysokości, kilka razy już się o tym przekonałam. Teraz to "wcale nie jest stromo" powodowało, że musiałam uważać aby nie potknąć się o Kije Samobije. Jednak schodzenie powoli i uważnie ma same zalety, daje możliwość wypatrzenia różnych pięknych zakamarków no i wspomnianych wcześniej kamiennych serduszek. Szlak snuł się przez nieznaną mi okolicę. Jesień pięknie ją przyozdobiła i nawet brak słońca nie odbierał jej uroku. Drzewa były tutaj różnorodne, a mnie zachwycały delikatne brzózki. Droga co chwilę spotykała się z potokiem i o to mi właśnie chodziło.
Po bardzo suchym lecie Skałka płynęła cieniutką stróżką, w niektórych miejscach musiałam dobrze przypatrywać się, albo nasłuchiwać jej szumu, aby odnaleźć ją między kamieniami. Gdy byłam już trochę niżej, bliżej miasta, myślałam, że całkiem wyschła. Wtedy na mojej ścieżce pojawiła się woda, płynęła żwawo spod jednego z drzew. Nie wyżłobiła sobie jeszcze koryta, więc pewnie było to nowe źródło zasilające górski potok „zmęczony” upalnym latem. Bardo lubię takie niespodzianki, a "Źródło pod Drzewem" bardzo mnie zaintrygowało, na pewno tam wrócę.
Zeszłam do Karpacza, na Skalnym Osiedlu powitały mnie promienie słońca. Gdzie ja byłam niecałą godzinę wcześniej? W jakiejś przedziwnej krainie zimnej i pochmurnej z Ponurą Kaskadą, źródłami wybijającymi spad drzewa i niezwykłymi kamieniami, które znalazłam po drodze. Zejście z Budnik do Karpacza to niecałe 2 km, ale jakie niezwykłe były te kilometry. 




















wtorek, 13 listopada 2018

Białe Drzewa i Dębowy Wąwóz - droga z Droszkowa do Zaboru



Niedawno dowiedziałam się, że przy polnej drodze pomiędzy Droszkowem a Zaborem rosną  topole białe. To był wystarczający powód, aby się tam wybrać. Chciałam koniecznie zobaczyć je na własne oczy. Przygotowując się do tej wycieczki dokonałam genialnego odkrycia. Na nizinach też są znakowane szlaki turystyczne! I można nimi chodzić, tak jak w górach! Zupełnie zapomniałam o tym. Topole rosły przy czerwonym szlaku, który prowadził przez malowniczą pagórkowatą okolicę. Tylko, że pagórków nie było  widać, mgła zasłaniała wszystko, ale ja je widziałam oczami wyobraźni. Przywoływałam je z zakamarków pamięci, bo już kiedyś patrzyłam na nie, z rowerowego siodełka. Mgła zasłaniała widoki na okolicę, ale pozwalała skupić się na tym, co najbliżej. Były więc ładne krzewy, kwiaty i grzyby. Na szczęście drzewa, których szukałam mieściły się w kategorii tego, co najbliżej i dostrzegłam je pomimo mgły. Pierwsze ukazały się topole osiki, pięknie żółte. Nieco dalej były wypatrywane przeze mnie topole białe - Białe Drzewa. Rosło tam kilka okazów tego gatunku, oglądałam je dokładnie. W mglisty szary dzień nie było to widoczne, ale topole białe trochę udają brzozy. Prawie wszystkie liście opadły z nich i leżały na ziemi, mogłam, więc zabrać kilka do zasuszenia. Cieszyłam się, że odnalazłam cel wędrówki. Szybko okazało się, że to nie był koniec pięknych wrażeń tego dnia. Kawałek dalej czekała na mnie ogromna niespodzianka - przepiękny wąwóz. Na jego wysokich skarpach rosły ogromne dęby. Pod nogami miałam dywan z liści, a Dębowy Wąwóz we mgle wyglądał niesamowicie, tajemniczo. Oczarowała mnie ta niepozorna polna droga z Droszkowa do Zaboru. 15 kilometrów od Zielonej Góry znalazłam się w zupełnie innym świecie. Potwierdza się to, co często powtarzam, że warto zaglądać w mniej znane zakamarki, bo tam zawsze czeka coś ciekawego.