Celem tego
jesiennego spaceru były Budniki - dawna osada położona na północnym stoku
Kowarskiego Grzbietu. O tym niezwykłym miejscu dowiedziałam się z internetu. W Budnikach słońce przez ponad 100 dni w roku chowa się za Kowarskim
Grzbietem. Dlatego co roku obchodzone są tam święta: powitania słońca - wiosną i pożegnania – jesienią. Zaciekawiło mnie to niezwykłe miejsce, o którym pamięć pozostała do
dzisiaj i jest pielęgnowana przez Towarzystwo Dawnej Osady Górskiej Budniki.
Powyżej
pensjonatu MONALI, w którym mieszkałam, odnalazłam, znaną mi, oznakowaną na żółto, trasę. Tym razem zwróciłam uwagę na literkę B pod
daszkiem wskazującą, że szlak prowadzi właśnie do Budnik. Najpierw dotarłam nim do zielonego szlaku (Tabacznej Ścieżki)i skręciłam w lewo w kierunku Przełęczy Okraj. Droga prowadziła
stopniowo pod górę i snuła się leniwie. Wędrowałam nią niespiesznie i z ogromną ciekawością, co będzie za następnym zakrętem, a było pięknie, jesiennie. Co
kawałek, pomiędzy drzewami pojawiał się widok na wioski leżące u podnóża Karkonoszy. W jednym z ciekawszych widokowo miejsc postawiono ławeczkę. Zasługuje ona na osobną historię więc napiszę ją niedługo. Nieco dalej, przy
drewnianej wiacie kusiła mnie droga, skręcająca w prawo, ale zostawiłam ją na inny spacer. Po niecałej godzinie
dotarłam do dawnej osady – celu mojej wycieczki. Skręciłam w prawo i ścieżką
oznaczoną zielonym znaczkiem powędrowałam w kierunku Ponurej Kaskady na potoku
Malina. Im bliżej kaskady tym robiło się zimniej i coraz bardziej ponuro. A
może to nazwa tego miejsca tak mnie zasugerowała. Prawda, że dzień nie był zbyt
ciepły. Słońce już dawno gdzieś się schowało, ale nie za Kowarskim Grzbietem,
bo na to ma jeszcze trochę czasu. Po prostu zasłoniły je chmury i nawet trochę
straszyły deszczem. Woda z Ponurej Kaskady zalewała drogę i nie zachęcała do dalszej
wędrówki. Rozglądałam się dookoła, zrobiłam trochę zdjęć. Otoczenie Ponurej Kaskady utkwiło mi w pamięci było tam coś niesamowitego.
Wróciłam do miejsca gdzie moją ścieżkę przecinał żółty szlak. Skręciłam w prawo i przeszłam przez fragment wsi. Na drodze znalazłam
cegły, pozostały z jakiegoś zniszczonego domostwa. nieco dalej była tabliczka informująca o mieszkańcach jednego z domów. Z budynku nic nie zostało, ale dobrze, że pozostała pamięć o ludziach.
Nie przyjrzałam
się zbyt dokładnie tej dawnej osadzie. Jesienny spacer potraktowałam jako mały
rekonesans. Wiem, że do Budnik wrócę w piękny słoneczny dzień i
zaplanuję wycieczkę tak, abym mogła zobaczyć wszystkie miejsca oznaczone pamiątkowymi
tablicami. Ciekawa jestem, dlaczego przed laty ludzie zdecydowali się zamieszkać w miejscu,
gdzie prawie przez jedną trzecią roku nie widać słońca. No tak, czasem słońce świeci bardzo mocno i to codziennie, a ja tego nie dostrzegam. Zamyśliłam
się przez chwilę i gdy dotarłam do rozwidlenia szlaków trudno było mi
zdecydować, jak wracać do pensjonatu. Łatwiejsza była droga, którą
przyszłam. Mogłam też zejść ścieżką oznakowaną czerwoną literką B, prowadzącą wzdłuż
potoku Skałka. Była trudniejsza, w kilku miejscach stroma. Nie znałam jej, ale
jak zwykle, wcześniej przejrzałam mapy z zaznaczonymi poziomicami. Miałam pewien niedosyt górskich strumieni i dlatego wybrałam ścieżkę wzdłuż potoku. Była przepiękna.
"Kraina Po drugiej stronie mapy", bo tak zaczęłam nazywać okolice Karpacza, okazała się niezwykła. Każda z moich wycieczek, przyniosła całe bogactwo wrażeń. Będę miała o czym pisać w długie jesienne wieczory.
Więcej informacji o Budnikach jest na stronie Towarzystwa Dawnej Osady Górskiej Budniki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz