niedziela, 29 maja 2022

Kolorowa przestrzeń Izabeli Sak


Niedawno byłam na wernisażu wystawy zatytułowanej: „Jej malowanie” i wreszcie mogłam zobaczyć obrazy Izabeli Sak, ale nie tylko. W holu zostały wyeksponowane zdjęcia Romana Czarneckiego przedstawiające pracownię i artystkę podczas pracy. Niesamowity dokument. Czekałam na ten wernisaż kilka lat. W międzyczasie Iza wędrowała ze swoimi obrazami po różnych miejscowościach i nareszcie  pokazała swoje prace w zielonogórskiej bibliotece.
W obrazach, zaintrygowała mnie przestrzeń, to co się z nią dzieje. Przestrzeń we mnie i przestrzeń wokół mnie i to jak na nią patrzę. W swoim krótkim wystąpieniu artystka powiedziała, że prace powstały w ostatnich dwóch latach, w niełatwym dla wszystkich czasie pandemii. Wyrażają uczucia i emocje malarki, a każdy z odbiorców może próbować je odgadnąć albo poszukać swojej własnej interpretacji.
Wpatrywałam się w morze, które przy dobrej pogodzie sięga aż po horyzont. Biegłam wzrokiem do linii horyzontu i nagle moje oczy dotykały kolorowego paska, który przesłaniał, zakłócał całą przestrzeń. Pomyślałam o mojej przestrzeni o paskach, które blokują moje spoglądanie w dal, zamykają, zasłaniają to, co piękne i dobre. O tym wszystkim, co sprawia, że przestrzeń przestaje być wielowymiarowa - staje się płaska. Nie była to smutna refleksja, bo zaraz za nią przyszła myśl, że jak się dobrze przyjrzę, to całkiem sporo mogę „przemalować” w tej mojej przestrzeni.











poniedziałek, 23 maja 2022

Wiosenna herbatka w Muzeum Etnograficznym w Zielonej Górze-Ochli

 

Tym razem nie zabierałam ze sobą termosu z ulubioną herbatą, bo niedawno odkryłam, że w zielonogórskim muzeum etnograficznym, w starej XVIII wiecznej chacie pochodzącej z Królowa powstała herbaciarnia. Nie kupimy tam herbat przywiezionych z odległych zakątków świata. Teresa Zatwarnicka pomysłodawczyni i jednocześnie prowadząca herbaciarnię serwuje swoim gościom mieszanki ziół i kwiatów. Zbiera je razem z córką na polach i łąkach w okolicy Zielonej Góry.
Weszłam do środka z lekką obawą alergika uczulonego właśnie na zioła. Okazało się, że dla tak wymagającej klientki znalazła się odpowiednia herbatka. Popijając pyszny napar i kosztując puszysty i smakowity serniczek przyglądałam się zabytkowej izbie, w którą pięknie wkomponował się pomysł podawania napoju z przeróżnych ziół - „Przygotowanych z dbałością i uczuciem” – jak informuje napis na tablicy. I coś w tym jest, pani Teresa wkłada dużo serca we wszystko, co można tutaj kupić. Oprócz herbat, wspaniałych domowych ciast jest jeszcze cukier aromatyzowany na przykład płatkami róż - to dla ciała, a dla ducha – ręcznie wyplatane ozdoby z siana: kuraki, zające i inne zwierzęta.
Maj to miesiąc, kiedy przyroda obdarza nas całym bogactwem roślin. Wszystko wokół nas intensywnie rozkwita, zielni się wypuszcza młode pędy. Ale trzeba mieć wiedzę i dar, aby z tego czerpać i wyczarowywać kompozycje różnych herbat. W mojej były kwiaty stokrotek. Piłam więc wiosenną mieszankę i pytałam panią Teresę o rośliny, które znajdują się w słoiczkach ustawionych na ladzie. Po chwili rozmawiałyśmy już o wszystkim, jak dobre znajome, dołączył też do nas pan, który zajrzał do środka chaty i chyba nie spodziewał się tutaj takich pyszności. Dobrze, że jest takie miejsce, gdzie przy aromatyczniej herbatce aż chce się rozmawiać i dzielić się tym, co pozytywne. I już jestem ciekawa, jaką kompozycję zapachów i smaków zaproponuje mi pani Teresa gdy przyjadę tutaj latem. 












niedziela, 1 maja 2022

Wiosenny las


Wybrałam się do lasu zobaczyć wiosnę. Młode listki cieszyły oczy, drobne kwiatki, rozweselały szarość ściółki. Wszędzie, gdzie nie spojrzałam, coś zieleniło się soczystą, czasem wręcz jaskrawą zielenią. Pogoda była przepiękna. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie dosłownie chłonie cieplutkie promienie słońca. Nawet padalec wyszedł na drogę żeby się wygrzewać. Przegoniłam jegomościa, bo wybrał sobie miejsce niezbyt bezpieczne. Cały las śpiewał głosami przeróżnych ptaków, które trudno było mi rozpoznać. Jak dobrze na chwilę oderwać się od gwaru miasta. Odwiedzałam miejsca znane mi od lat, ale cieszyłam się jakbym była tam po raz pierwszy. Tak chyba działa magia lasu. Zawędrowałam do Stawu przy Wrzosowym Młynie. Ten młyn stał kiedyś poniżej zbiornika z wodą. Kilka lat temu oglądałam i fotografowałam pozostałości zabudowań. Zastanawiałam się wtedy, czy nad okolicą nie krąży duch jakiegoś młynarza. Nie odnalazłam jednak żadnej intrygującej historii. Może warto ją napisać? Lubię opisywać miejsca, które oglądam, które poruszają moją wyobraźnię, ale nie potrafię tworzyć fabuły, bogatej w intrygujące wątki i wydarzenia. Może ktoś z zielonogórskich ludzi pióra, skusi się i napisze opowiadania albo książkę, w której jednym z bohaterów będą młyny położone wokół miasta. Było ich kiedyś całkiem sporo. Przyroda powoli zasłania ruiny zabudowań i niedługo zniknie pamięć o nich.  
Wracałam wędrując drugą stroną potoku. Ucieszył mnie widok drzewa rosnącego w poprzek - bohatera jednego z moich wpsiów. Witaj dzielna roślino! Po raz kolejny zastanawiałam się, dlaczego potok nazywa się Pustelnik. Czy mieszkał w tej okolicy jakiś pustelnik?  Zatrzymałam się na chwilkę przy stawie niedaleko źródeł potoku. A właściwie zatrzymało mnie umocnienie jego brzegu, które malowniczo obrósł podbiał i wystawiał swoje żółte główki do słońca. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mieszkam w wyjątkowym miejscu: w mieście, ale bardzo blisko niezwykłego lasu. Jak piękny jest świat, który nas otacza!