Niedawno byłam na wernisażu wystawy zatytułowanej: „Jej malowanie” i wreszcie mogłam zobaczyć obrazy Izabeli Sak, ale nie tylko. W holu zostały wyeksponowane zdjęcia Romana Czarneckiego przedstawiające pracownię i artystkę
podczas pracy. Niesamowity dokument. Czekałam na ten wernisaż kilka lat. W międzyczasie Iza wędrowała ze swoimi
obrazami po różnych miejscowościach i nareszcie pokazała swoje prace w
zielonogórskiej bibliotece.
W obrazach, zaintrygowała mnie przestrzeń, to co się z nią dzieje. Przestrzeń
we mnie i przestrzeń wokół mnie i to jak na nią patrzę. W swoim krótkim
wystąpieniu artystka powiedziała, że prace powstały w ostatnich dwóch latach, w
niełatwym dla wszystkich czasie pandemii. Wyrażają uczucia i emocje malarki, a
każdy z odbiorców może próbować je odgadnąć albo poszukać swojej własnej
interpretacji.
Wpatrywałam się w morze, które przy dobrej pogodzie sięga aż po horyzont. Biegłam
wzrokiem do linii horyzontu i nagle moje oczy dotykały kolorowego paska, który
przesłaniał, zakłócał całą przestrzeń. Pomyślałam o mojej przestrzeni o paskach,
które blokują moje spoglądanie w dal, zamykają, zasłaniają to, co piękne i
dobre. O tym wszystkim, co sprawia, że przestrzeń przestaje być wielowymiarowa
- staje się płaska. Nie była to smutna refleksja, bo zaraz za nią przyszła myśl, że jak się dobrze przyjrzę, to całkiem sporo mogę „przemalować” w tej mojej
przestrzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz