Wybrałam się do lasu zobaczyć wiosnę. Młode listki cieszyły oczy, drobne
kwiatki, rozweselały szarość ściółki. Wszędzie, gdzie nie spojrzałam, coś
zieleniło się soczystą, czasem wręcz jaskrawą zielenią. Pogoda była przepiękna.
Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie dosłownie chłonie cieplutkie
promienie słońca. Nawet padalec wyszedł na drogę żeby się wygrzewać.
Przegoniłam jegomościa, bo wybrał sobie miejsce niezbyt bezpieczne. Cały las
śpiewał głosami przeróżnych ptaków, które trudno było mi rozpoznać. Jak dobrze na
chwilę oderwać się od gwaru miasta. Odwiedzałam miejsca znane mi od lat, ale
cieszyłam się jakbym była tam po raz pierwszy. Tak chyba działa magia lasu. Zawędrowałam
do Stawu przy Wrzosowym Młynie. Ten młyn stał kiedyś poniżej zbiornika z wodą.
Kilka lat temu oglądałam i fotografowałam pozostałości zabudowań. Zastanawiałam
się wtedy, czy nad okolicą nie krąży duch jakiegoś młynarza. Nie odnalazłam
jednak żadnej intrygującej historii. Może warto ją napisać? Lubię opisywać
miejsca, które oglądam, które poruszają moją wyobraźnię, ale nie potrafię
tworzyć fabuły, bogatej w intrygujące wątki i wydarzenia. Może ktoś z zielonogórskich
ludzi pióra, skusi się i napisze opowiadania albo książkę, w której jednym z
bohaterów będą młyny położone wokół miasta. Było ich kiedyś całkiem sporo. Przyroda
powoli zasłania ruiny zabudowań i niedługo zniknie pamięć o nich.
Wracałam wędrując drugą stroną potoku. Ucieszył mnie widok drzewa rosnącego w poprzek - bohatera jednego z moich wpsiów. Witaj dzielna roślino! Po raz kolejny zastanawiałam się,
dlaczego potok nazywa się Pustelnik. Czy mieszkał w tej okolicy jakiś pustelnik? Zatrzymałam się na chwilkę przy stawie
niedaleko źródeł potoku. A właściwie zatrzymało mnie umocnienie jego brzegu,
które malowniczo obrósł podbiał i wystawiał swoje żółte główki do słońca. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mieszkam w wyjątkowym miejscu: w mieście, ale bardzo blisko niezwykłego lasu. Jak piękny jest świat, który nas otacza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz