Odkrywam ją w czasie wędrówek i wycieczek rowerowych, ale też próbuję odnaleźć w sobie. Nadszedł czas, aby dzielić się tą przestrzenią z innymi ludźmi.
niedziela, 31 stycznia 2021
Na Pochyłe Drzewo wszystkie kozy skaczą
niedziela, 24 stycznia 2021
Klon z Jaszczurką, mieszkanką dawnej kopalni
poniedziałek, 18 stycznia 2021
Wieczorny spacer po Zielonej Górze
Pewnego jesiennego popołudnia poczułam ogromny brak przestrzeni. Miałam wrażenie, że sufit spada mi na głowę i we wszystkich pomieszczeniach jest za ciasno. Gdzie iść o takiej porze? Do miasta! – pomyślałam. Ubrałam się szybko i wyruszyłam na spacer, nie przejmując się tym, że powoli zapada zmrok i za chwilę będzie wieczór. Dobrze znane zielonogórskie uliczki chowały się w tajemniczym półmroku. Lampy oświetlały je żółtopomarańczowym światłem. Nie przypominało ono dziennego, ale otulało wszystko barwą miodu. Domy, drzewa wyglądały jakby ktoś zanurzył je w słoiku z przysmakiem Kubusia Puchatka. Szłam sobie przez to miodowe miasto i zaglądałam w różne zakamarki. Mury, bramy - wszystko ciekawiło mnie ogromnie. Wzruszył mnie liść leżący na bruku. Niektóre domy pięknie odniwione i podświetlone lampami prezentowały się doskonale. Inne czekały na solidny remont. Kontrast - piękno i brzydota - czasem obok siebie, po sąsiedzku. Czułam się trochę jak na wycieczce, ale jedna rzecz odróżniała ten spacer od wycieczki do obcego miasta - nie musiałam nikogo pytać o drogę. W skąpym wieczornym oświetleniu chowały się różne szczegóły otoczenia, ale intensywniej pracowała wyobraźnia. Budynki na ul. Fabrycznej zaczęły przypominać wieże jakiegoś zamczyska. Z kamienicy na ul. Reja patrzył na mnie Anioł, nie wiedziałam, że on tam mieszka. Ogromnym zaskoczeniem był dom z ul. Pod Filarami, w wieczornym półmroku przypominał twierdzę. Dobrze czasem wyjść z domu. Na szczęście był to krótki spacer. Nie wiadomo co jeszcze zobaczyła bym, gdybym dłużej chodziła po swoim mieście wieczorową porą.