Pewnego jesiennego popołudnia poczułam ogromny brak przestrzeni. Miałam wrażenie, że sufit spada mi na głowę i we wszystkich pomieszczeniach jest za ciasno. Gdzie iść o takiej porze? Do miasta! – pomyślałam. Ubrałam się szybko i wyruszyłam na spacer, nie przejmując się tym, że powoli zapada zmrok i za chwilę będzie wieczór. Dobrze znane zielonogórskie uliczki chowały się w tajemniczym półmroku. Lampy oświetlały je żółtopomarańczowym światłem. Nie przypominało ono dziennego, ale otulało wszystko barwą miodu. Domy, drzewa wyglądały jakby ktoś zanurzył je w słoiku z przysmakiem Kubusia Puchatka. Szłam sobie przez to miodowe miasto i zaglądałam w różne zakamarki. Mury, bramy - wszystko ciekawiło mnie ogromnie. Wzruszył mnie liść leżący na bruku. Niektóre domy pięknie odniwione i podświetlone lampami prezentowały się doskonale. Inne czekały na solidny remont. Kontrast - piękno i brzydota - czasem obok siebie, po sąsiedzku. Czułam się trochę jak na wycieczce, ale jedna rzecz odróżniała ten spacer od wycieczki do obcego miasta - nie musiałam nikogo pytać o drogę. W skąpym wieczornym oświetleniu chowały się różne szczegóły otoczenia, ale intensywniej pracowała wyobraźnia. Budynki na ul. Fabrycznej zaczęły przypominać wieże jakiegoś zamczyska. Z kamienicy na ul. Reja patrzył na mnie Anioł, nie wiedziałam, że on tam mieszka. Ogromnym zaskoczeniem był dom z ul. Pod Filarami, w wieczornym półmroku przypominał twierdzę. Dobrze czasem wyjść z domu. Na szczęście był to krótki spacer. Nie wiadomo co jeszcze zobaczyła bym, gdybym dłużej chodziła po swoim mieście wieczorową porą.
Zieloną Górę poznałam przed kilkudziesięciu laty, kiedy byłam na miesięcznej praktyce w LUMELU. Nie wiem nawet czy istnieje jeszcze ten zakład. Był niedaleko dworca. Bardzo ciekawy spacer Odbyłaś. Fajnie jest tak inaczej spojrzeć na miasto, spokojnie bez pośpiechu.
OdpowiedzUsuńLumel przetrwał przeróżne przemiany i jest. Lubię tak przechadzać się po Zielonej Górze jakbym była w obcym mieście. I brak pośpiechu jest ważny - uczę się tego.
UsuńWpadłam wcześniej. Piękne zdjęcia. Ja odebrałam je radośnie. Jedynie samotny liść na kostce brukowej - wymowny. Nazwałam je "Samotność w pandemii". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO trafna nazwa dla zdjęcia. Dziękuję
UsuńNie wiem dlaczego, ale uwielbiam spacerować wieczorami. Byc może chodzi o ten "mroczny" klimat, a moze po prostu lubie to bo wtedy jest mniej ludzi na miescie.
OdpowiedzUsuńMiasto wygląda inaczej, jakby zwalniało tempo. To prawda ludzi jest dużo mniej.
Usuń