Brukowana droga wznosi
się coraz wyżej i prowadzi do bramy. To chyba ona zagrała jedną z ról w serialu „Czarne
Chmury”. Pamiętam ten fragment i kiedy wchodzę wydaje mi się, że słyszę rżenie koni i stukot kopyt. Przechodzę pod jedną z najstarszych części nazywaną „Opatówką”, tutaj
będę mieszkała. Wychodzę na oświetlony południowym słońcem dziedziniec. Po lewej
stronie wznoszą się dwie wieże kościoła św. Piotra i Pawła. Kiedyś były strzeliste,
zwieńczone ozdobnymi hełmami. Naprzeciw budynku bramnego jest niedawno odbudowana część opactwa - „Wielka Ruina”. Z dziedzińca rozciąga się piękny widok na Wisłę, inną o każdej
porze dnia. Niezwykłe miejsce, przypominające warownię i gdyby zagłębić się w
historię opactwa to okazuje się, że kiedyś nią było. Po dziedzińcu przechadza się kot Mirosław, ale niech nikogo nie zwiedzie jego niewinna minka, potrafi mocno ugryźć.
Przez kilka dni miałam okazję poczuć atmosferę tego niesamowitego miejsca, dowiedzieć się więcej o benedyktyńskiej duchowości i historii opactwa. Zobaczyć jak to co stare spotyka się z nowym, tradycja przeplata z nowoczesnością. Cisza, słowa modlitw, niezwykłość spotkań, dobrych rozmów łączą się z gwarem odwiedzających
opactwo turystów, śpiewem przysiadających na murach kosów i krzykiem przelatujących
nad dziedzińcem jeżyków. Wszystko w jednym miejscu, które warto poznać.
Ciekawe miejsce Pokazałaś, imponujące skały i cały kompleks opactwa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo jest moje ubiegłoroczne odkrycie. Pozdrawiam :)
Usuń