Wędrujac przez różne zakamarki Zielonej Góry, uważniej niż kiedyś, przyglądam się budynkom z ubiegłego wieku. Tak zwanym PRL- owskim koszmarkom. I wiecie co? Myślę, że one teraz mają swój niepowtarzalny klimat.
Najpierw zaintrygowały mnie schody. Weszłam na nie z ciekawością i po raz kolejny pomyślałam, że teraz już tak się nie buduje. Nacieszę oczy tymi „starociami”, zanim ktoś to wyburzy, albo przerobi zgodnie z panującą modą. Oglądałam małe brzózki, które wdarły się niepostrzeżenie w świat betonu i zadomowiły przy balustradzie. Wystarczy im do życia odrobina piachu, kilka kropel wody i mech do towarzystwa - dzielny tak jak one. Minimalizm i upór natury, która wraca tam, skąd człowiek ją wyrzucił. Zauważyłam, że przechodnie przyglądają mi się uważniej – „co ona szuka na tych starych schodach, prowadzących do budynku zamkniętego od lat”. Przyzwyczaiłam się do takich ciekawskich spojrzeń nie zwracałam na nie uwagi. Ciekawiło mnie wielkie gmaszysko. Nie wiem jak długo stoi puste. Kiedyś był tu akademik „U Lecha”. Kiedyś - czyli około 30 lat temu. Mieszkali w nim moi znajomi i mówili, że przy dużym wietrze na wyższych piętrach „straszyło”. Bali się, że okna odfruną im razem z kawałkami blachy. A wcześniej? No właśnie, co było wcześniej? Z tego, co kojarzę, budynek należał do jakiejś firmy budowlanej. Nie znalazłam dokładniejszych informacji.
Najpierw zaintrygowały mnie schody. Weszłam na nie z ciekawością i po raz kolejny pomyślałam, że teraz już tak się nie buduje. Nacieszę oczy tymi „starociami”, zanim ktoś to wyburzy, albo przerobi zgodnie z panującą modą. Oglądałam małe brzózki, które wdarły się niepostrzeżenie w świat betonu i zadomowiły przy balustradzie. Wystarczy im do życia odrobina piachu, kilka kropel wody i mech do towarzystwa - dzielny tak jak one. Minimalizm i upór natury, która wraca tam, skąd człowiek ją wyrzucił. Zauważyłam, że przechodnie przyglądają mi się uważniej – „co ona szuka na tych starych schodach, prowadzących do budynku zamkniętego od lat”. Przyzwyczaiłam się do takich ciekawskich spojrzeń nie zwracałam na nie uwagi. Ciekawiło mnie wielkie gmaszysko. Nie wiem jak długo stoi puste. Kiedyś był tu akademik „U Lecha”. Kiedyś - czyli około 30 lat temu. Mieszkali w nim moi znajomi i mówili, że przy dużym wietrze na wyższych piętrach „straszyło”. Bali się, że okna odfruną im razem z kawałkami blachy. A wcześniej? No właśnie, co było wcześniej? Z tego, co kojarzę, budynek należał do jakiejś firmy budowlanej. Nie znalazłam dokładniejszych informacji.
Jak widać natura nie pozwala na pustki, szybko stara się zapełnić ją, a właściwie tak jak piszesz wraca tam skąd ją wyparliśmy. Nieraz zastanawiam się dlaczego pozwalamy na na takie długoletnie pustostany. Chociaż z drugiej strony mogę oczekiwać na odpowiedź brak finansów lub nieopłacalność w zagospodarowaniu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDużo jest przykładów takich powrotów. Rośliny wyrastają w przeróżnych miejscach. W Zielonej Górze jest sporo takich niezagospodarowanych budynków. Ciekawa jestem jaki los je spotka. Pozdrawiam cieplutko
Usuń