Wróciłam
do mojego lasu. Było to trochę tak, jakbym odwiedzała starych znajomych, albo
wracała do wspomnień. Po prawie dwóch latach pisania na blogu opowieści z
zielonogórskiego lasu, prawie każda ścieżka to osobna historia. Wędrowałam wiec
przywołując w myślach te wszystkie moje historie. Mijałam "Piszczące drzewa". Na
prawo ode mnie płynął, Pustelnik bohater kilku blogowych historii. Kawałek
dalej za potokiem zaczynała się droga do Wieży.
Celem
tej wycieczki było pewne niezwykłe miejsce w „Krainie Marzeń” za GórąTatrzańską. Rośnie tam piękny wysoki buk. Widziałam go latem. Korona tworzyła ogromny
zielony baldachim. Jego pień wyglądał jakby składał się kilku osobnych drzew. Lubię
jesień ukazuje ona piękno drzew, niezwykłe sploty gałęzi.
Teraz,
gdy opadły wszystkie liście, dokładanie widziałam kształt buka. Wewnątrz pnia
zebrała się woda, a w niej leżały piękne brązowe liście. Powstało tam mini
jeziorko, jak w jakiejś skalnej grocie. Intrygowało mnie ono ogromnie, wiec zaglądałam,
jakbym chciała wypatrzeć jakiś skarb.
Gdy po
raz pierwszy zobaczyłam to piękne drzewo, nazywałam je „Samotnym Bukiem”. Ostatnio,
kiedy robiłam zdjęcia i uważniej przyglądałam się zaczęłam zastanawiać się: dlaczego
samotny? Rzeczywiście jest to jedyny taki wielki buk w okolicy. Jednak wokół
niego, chociaż w pewnej odległości, rośnie wiele innych drzew. Ma wiec doborowe
towarzystwo, jego gałęzie splatają się z konarami sąsiadów i dosłownie tańczą
na wietrze. Zobaczyłam coś jeszcze. Na buku wycięte zostały historie, może
miłości, a może było jeszcze jakieś inne znaczenie inicjałów i daty, wyrytych na korze w kilku miejscach. Drzewo urosło i cyfry wraz z literami powędrowały wysoko ku
niebu.
Czytając - wędrowałam, kółeczkiem myszki kręciłam po blacie biurka. Cały buk obnażył przede mną swoja "JA" Na myśl przyszły zdarzenia z przed wielu lat. Buk pełen pęknięć, pełen zadrapań, pokrzywiony, jednak cudownie piękny. Zamknął w swojej toni: mini-źródełku, wiadomość, może dla tej(go), co to nożem wyciął pamiątkę dla siebie, nie zdając sobie sprawy, że drzewo zapłacze. Jesteśmy, jak ten buk. Pokręceni, czasem połamani, czasem odarci z dobra, jak ten buk, jesienią z liści. Jednak, co roku odradzamy się i zmieniamy. Drzewo zasłania swoją nagość liśćmi, byśmy nie dostrzegli jego ran, a my zakładamy ciemne okulary i udajemy, że nie widzimy zmian, które w nas się dzieją.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
Ps.
W moim bukowym lesie, inna plecie się baśń.
Pięknie wyraziłaś to, co wiedziałam, ale nie bardzo umiałam nazwać. Często zastanawiałam się dlaczego tak uważnie oglądam drzewa, nazywam je, a potem odwiedzam jak starych znajomych. Tak, one w pewnym sensie są podobne do nas.
UsuńMarysiu... Jesteśmy równowagą w przyrodzie. Zawsze zmierzamy w dobrym kierunku. Jeśli wracasz, to znaczy, że i Ty i Las byliście w wielkiej potrzebie odwiedzin.
OdpowiedzUsuńW mieście trudno pamiętać o tej równowadze. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń