W każdym mieście szukam
pięknych drzew. Czasami muszę robić coś w rodzaju castingu i wybierać, które najbardziej
zasługuje na wpis. W Krakowie było inaczej. Jedno drzewo wpadło mi w oko od razu, zaraz samym na początku mojego zwiedzania. Chociaż nie brakowało innych ciekawych okazów,
nie miało konkurencji.
Na skwerku, u podnóża Wawelu rósł kiedyś kasztanowiec, jego zdjęcie jest na mapie Google zrobiono je w 2019 roku. Gdy zbliżałam się do tego miejsca myślałam, że posadzono tam krzewy
o dużych pięknych liściach. Podeszłam bliżej i patrzyłam na to, co pozostało z
kasztanowca. Pień złamał się i został usunięty. Boczne gałęzie rosły w poprzek,
dosłownie płożąc się po ziemi. Powrastały w nią, czerpiąc życiodajne soki. Niektóre
z nich pięły się ku górze jakby chciały stworzyć nowy rozłożysty pień. Złamany
kasztanowiec przeżył! Drzewa bardzo często przypominają mi ludzi. Spotkałam
wiele osób złamanych przez życiowe zawieruchy. Niektórzy mieli w sobie dużo
siły, aby przetrwać i iść dalej przez życie. Są też tacy, którym tej siły brakuje, czasem
myślę o nich. Może kiedyś ponownie staną na
mojej drodze i przez chwilę powędrujemy razem. Spotkania z drzewami są dla mnie czasem zamyślenia,
gdy przecinają się różne ścieżki myśli i wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz