Kolejnym etapem
wakacyjnej podróży po kraju naszych sąsiadów był Czeski Krumlow. To niewielkie
miasto leżące nad Wełtawą zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa
UNESCO. Miałyśmy z Olą szczęście, bo znalazłyśmy nocleg w starej części Krumlow,
w domu przylegającym do murów obronnych. Śmiałam się, że zamieszkałyśmy na
podzamczu i zastanawiałam się jak stary był ten budynek i kto w nim mieszkał. Przed nami było całe popołudnie. Wszystkie uliczki prowadziły w jednym kierunku
- coraz bliżej ogromnego średniowiecznego zamczyska. Mapa nie była więc
potrzebna, ale chodzenie bez mapy to u mnie rzadkość, objaw niespotykanej spontaniczności ;) Na obiad wybrałyśmy jedną z
wielu restauracji z widokiem na Wełtawę i zamek. Razem z nami jadło tam międzynarodowe towarzystwo,
goście rozmawiali po angielsku, niemiecku i chyba po hiszpańsku. Poniżej tarasu, po rzece płynęły łodzie
i takie dziwne pontony z wesołą załogą. Te spływy są miejscową tradycją. Zapatrzyłyśmy
się na mury zamkowe zastanawiając się, jak przed laty wznoszono i ozdabiano
budynek postawiony na stromej skale. Wyruszyłyśmy dalej, aby zobaczyć to wszystko
z bliska. Zamek był ogromny. Z Mostu Płaszczowego łączącego dwa dziedzińce zamku był piękny widok
na miasto i otaczające wzgórza. Zabytek opisany w wielu przewodnikach, „na
żywo” prezentował się niesamowicie i bardzo dostojnie.
Na koniec dnia urocze uliczki zaprowadziły nas w jeszcze jedno ciekawe miejsce. Może to była wyćwiczona przez lata intuicja, żeby wynajdywać zakątki
mniej oblegane przez turystów? Tak więc „zupełnie
przypadkiem” znalazłyśmy się w Restauracji „Zdroj”. Rozsiadłyśmy się przy
stoliku na dworze i złożyłyśmy zamówienie. Ponad nami wznosiła się monumentalna skała, na której stał zamek, była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Oddzielała nas od niej Wełtawa z wesołymi pontonami. Po lewej stronie wznosił się Most Płaszczowy. Zauważyłyśmy przygotowania do
koncertu. Tak! To było miejsce z muzyką na żywo. Mogłyśmy popijać kawę i słuchać
bluesowych utworów. Przepięknego połączenia dźwięku kontrabasu i szumu płynącej
Wełtawy. Kawa była nie byle jaka, portugalska z jednej z najstarszych palarni w
Europie. Nasze Czeskie wakacje wzbogaciły się o kolejny niezwykły smak –
portugalskiej kawy NICOLA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz