Trochę
żałuje ze w Ołomuńcu byłam tylko przejazdem. Niestety Czeskie wakacje,
na które wybrałyśmy się z Olą miały ograniczenia czasowe. Wizytę w Ołomuńcu rozpoczęłyśmy
od dobrej kawy na Dolnym Rynku. Przeglądałyśmy przewodnik, gdzieś tutaj stał Dom Hauenschildów, który w 1767 roku
odwiedziła rodzina Mozarta, a mały kompozytor kończył tam jedną z symfonii. W
piękny słoneczny dzień kamienice przy rynku prezentowały się wspaniale. Prawie
naprzeciw kawiarnianego ogródka była ta, w której zatrzymał się Wolfgang
Amadeusz, niesamowita historia. Siedziałam i patrzyłam, mały Mozart tam,
naprzeciwko, ponad 200 lat temu. Budynki te same, ale wokół zupełnie inne
życie. Rozmawiałam chwilę z kelnerką: o mieście, o podróży, która właśnie
rozpoczęła się. Myślę, że obie byłyśmy zadowolone z tej rozmowy. Czasem
wystarczy uśmiechnąć się do kogoś i znika anonimowość, a napotkany człowiek dzieli
się częścią swojego doświadczenia i wnosi coś pozytywnego. Po dobrej kawie
przyszedł czas na zwiedzanie. Najpierw poszłyśmy od kościoła św. Michała. Przepiękny,
bogato zdobiony robił niesamowite wrażenie. Za jakimś turystą zajrzałyśmy do
bocznego korytarza. Niepozorne drzwi prowadziły do podziemi. Było tam źródełko
i niewielkie jeziorko. Doskonałe miejsce do kontemplacji. Spokój i prostota
kontrastowały z barokowym wystrojem całej świątyni. W uliczce za kościołem
mijałyśmy budynek Villi primavesi, przykład secesji wiedeńskiej. Szkoda, że nie
można było wejść do środka. Po drodze na Górny Rynek przechodziłyśmy obok
kaplicy św. Jana Sarkandera. Tu też wypływa małe źródełko, a samo miejsce ma
ciekawą historię. Zaciekawił nas ratusz z socrealistycznym zegarem i stojący
nieco dalej kościół św. Maurycego. Przyszła pora na obiad i wybór restauracji
nie był łatwy. Na pewno większość z Was zna ten maraton - zaglądanie do różnych
lokali z myślą: „nie tu, może kawałek dalej będzie coś fajniejszego”. Mocno
wygłodniałe rozsiadłyśmy się z Olą w jednej z napotkanych restauracji, która wydała się najfajniejsza. Rozglądałam
się czekając na kelnerkę i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to jest
ten dom - „dom Mozarta!” Przyznam, że cokolwiek bym tam zamówiła, nawet
najgorsze danie smakowałoby wybornie – bo to był ten dom! Na szczęście nie
musiałam karmić się wyobraźnią i atmosferą, z wielkim smakiem zjadłam moje
ulubione czeskie danie hovězí guláš s
knedlíky. Przy okazji dowiedziałam się, że Dom Hauenschildów gościł nie tylko sławnego kompozytora. Nocowali tu tureccy posłowie, a na początku 1742 roku Król Pruski Fryderyk II. Zachęcam wszystkich do zwiedzania Ołomuńca, poczytania o tym pięknym mieście i jego zabytkach. Udało mi się zobaczyć niewielką część tego co miasto oferuje turystom i mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę. Miłośnikom czeskich potraw Ołomuniec kojarzy
się z serem, z ołomunieckimi twarożkami o intensywnym zapachu i charakterystycznym
smaku. Ja w Ołomuńcu delektowałam się … kawą – była delikatna, aksamitna,
podawana z bitą śmietaną. Vídeňská káva czyli
kawa po wiedeńsku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz