Lubię
małe miasteczka, to było akurat po drodze podczas ostatniej, niemieckiej
wycieczki z Olą. Leżało pomiędzy pięknym Parkiem Branitz w Cottbus a kolejnym
uroczym miejscem – Parkiem Rododendronów w Kromlau. Niedawno zauważyłam, że moje
zwiedzanie ma swoje charakterystyczne cechy: brak pośpiechu, uważne
przyglądanie się i ogromny entuzjazm. Czy w czasie wycieczek widzę wtedy więcej
niż na co dzień, nie wiem. Uwielbiam snuć się niespiesznie uliczkami chwytać spojrzenia
ciekawskich przechodniów podglądających, co ja fotografuję.
Teraz
było trochę inaczej. Małe niemieckie miasteczko było jakby wyludnione, puste
uliczki, kilka osób w mijanych lokalach. Wszyscy gdzieś pochowali się
pozostawiając mi całą przestrzeń do fotografowania.
To prawda, że podróże kształcą i prowokują do
szukania odpowiedzi na pojawiające się pytania.
W
Cottbus, a potem w Sprembergu widziałam wiele napisów w dwóch językach:
niemieckim i… Właśnie, jaki to był język podobny do polskiego. Zaczęłam szukać
informacji, bo zaciekawiła mnie ta sprawa. Odwiedziłyśmy z Olą Łużyce krainę historyczną
zamieszkiwaną przez Serbołużyczan, słowiańską grupę etniczną. Obecnie grupa ta
jest mniejszością narodową, ale dobrze, że wszędzie są widoczne ślady ich
obecności na tych ziemiach. Napisy,
które nas zaintrygowały były w języku dolnołużyckim, jednym z dwóch języków
zachodniosłowiański. Drugi, górnołużycki
używany był w rejonie Kromlau, do którego wybierałyśmy się tego samego dnia.
Urocze miejsce, jesteś mistrzem kadru, dostrzegania wysmakowanych detali architektury i pięknych fragmentów przyrody :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, takie miasteczka same układają się w kadrze :) Pozdrawiam mistrzynię pięknych i zaskakujących stylizacji :)
Usuń