W czasie wycieczki po Pogórzu Izerskim wstąpiłyśmy z Olą do Mirska. Miasto oczarowało
nas, a mnie jakoś szczególnie. Zapamiętałam je sprzed lat, jako szare i smutne. Teraz
zobaczyłam urocze małe miasteczko. Bardzo cieszy taka odmiana. Mogłabym snuć się po rynku i jego zakamarkach, ale czasu nie było zbyt dużo i inne
piękne miejsca czekały. Nigdy nie jest tak, że zobaczy się wszystko, co
najpiękniejsze. Dlatego warto wracać w te same miejsca. Ta myśl pocieszała mnie,
gdy wędrowałam i przyglądałam się zabudowie. Ucieszyła mnie KSIĘGARNIA - stary szyld, ślad, po dawnym sklepie. Przez kilka lat pozostał na budynku, jakby na pamiątkę. Na jednej z kamienic odnalazłam
portal, który widziałam sześć lat temu. Pochodził z XVIII wieku. Tak jak kiedyś
wprawił mnie w zadumę. Stary dom i stare miasteczko przetrwały tyle wieków. Tak wiele zmieniło się od czasu, gdy ktoś wprawną ręką wykuł cyfrę 1769. Myślę,
że nie umiałabym żyć w dawnych czasach, a przodkowie pogubiliby się w mojej teraźniejszości. Dom przeżył wszystkie zmiany i dobrze miewa się w XXI wieku. Podziwiałam inne detale zdobiące budynki. Często zwracam na nie uwagę. Czasem są to drobiazgi,
których nie dostrzegamy w pośpiechu codziennego dnia. Na
urlopie łatwiej przystanąć i popatrzeć na jegomościa w kapeluszu, który na wieki
zamieszkał na jednej z kamienic. Była tam też piękna dama, trochę jakby
zamyślona. Zauważyłam niewielkiego lwa. Zwierz ozdabiał kamienicę, wyglądał niegroźnie. Inny lew, z fontanny, miał srogą minę i mocno trzymał tarczę herbową. Zaglądałyśmy z Olą w różne bramy. Bardzo intrygowały nas boczne uliczki, ale poznałyśmy tylko jedną z ruiną kościoła ewangelickiego. Pozostałe czekają na naszą kolejną wizytę w Mirsku.
Wyjazdy
uczą mnie innego spojrzenia, przyglądania się. Potem, gdy wracam do domu, z większą
uwagą chodzę ulicami Zielonej Góry i obiecuję sobie, że wreszcie coś napiszę o
moim mieście.
Jak to mówią...Diabeł tkwi w szczególe .
OdpowiedzUsuńW tym przypadku piękno tkwi w szczególe...
Pięknie to ująłeś :)
Usuń