Do dzisiaj, gdy pomyślę
o tym wydarzeniu słyszę niesamowity dźwięk – gwizd parowozów. Te niezwykłe
maszyny zjeżdżają co roku do Wolsztyna, aby zaprezentować się na paradzie i
cieszyć oczy widzów. Niektóre, przez kilka dni, wożą pasażerów specjalnymi pociągami
do sąsiednich stacji, potem wracają do swoich miast. Tego roku przyjechały lokomotywy
z Czech, Belgii, Luksemburga, Niemiec i z Wrocławia. Na co dzień obsługują
trasy turystyczne. Podczas parady wszyscy podziwiali jak maleńki Cockerill 503 próbował dogonić rozpędzone ogromne lokomotywy z Czech i Niemiec. Belgijski Tubize 2069 vzw ścigał się z TKh 05353, który przyjechał z Wrocławia. Wolsztyńska Parowozownia – organizator tego wydarzenia jest czynna cały rok, nie tylko
jako muzeum. Starą lokomotywę buchającą parą można spotkać na trasach regularnych linii pasażerskich do Poznania, Leszna i Zbąszynka. Kilkanaście lat
temu, kiedy mieszkałam w Wolsztynie korzystałam z takiego transportu. Latem,
gdy okna były pootwierane dobrze było pamiętać, aby nie zakładać jasnych ubrań.
Buchający dym pozostawiał małe drobinki sadzy. Ale wrażenie podróży było
niepowtarzalne.
Parada Parowozów nie była jedyną atrakcją tego dnia. Gdy spacerowałam po
mieście minął mnie długi sznur samochodów, wszystkie z dawnych lat. Syrenki,
maluchy, trabanty i wiele innych z dumą prezentowały się na ulicach Wolsztyna. Wspaniały majowy dzień, powrót do przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz