Usiadłam na ławeczce niedaleko mojego ulubionego drzewa – dębu
kolumnowego. Takich dębów jest zaledwie kilka w Zielonej Górze. Ciepłe
popołudnie. Za plecami mam gwar miasta, a przede mną Ogród Botaniczny
i droga do lasu. Brakuje takich chwil w środku tygodnia, trochę tak, jakby odpoczynek
wśród zieleni był zarezerwowany tylko na weekendy. Praca, dom, praca, zakupy koniecznie
w najbliższej okolicy. Przypomniał mi się „Dzień świra” - film Marka
Koterskiego. Oglądałam go chyba z 20 lat temu i pamiętam, że wtedy zastanowiło mnie,
jak ludzie kurczowo trzymają się swoich nawyków, przyzwyczajeń i schematów nie zawsze przydatnych. Po latach widzę, że robię dokładnie to samo. Mam nie tylko dzień, ale cały „tydzień świra”, pełen podobnych
do siebie dni. Faktem jest, że niezmienność, stałość mają też dobre strony i
o tym może kiedyś napiszę. Ale jak we wszystkim, przesada nie jest wskazana. Przyznam też, że trochę lubię moje
uporządkowane życie. Siedzę na ławeczce, cieszę się, że dzisiaj mam właśnie taki inny środek tygodnia. Przyglądam się światu i moim
schematom, zastanawiam, które tak naprawdę mi służą, a które przeszkadzają. Ławeczki są doskonałym miejscem na takie refleksje i stawianie pytań.
Czekam na koleżankę, za chwilę gdzieś pójdziemy, może do lasu, a może też na
kawę. I już wiem, że tydzień pełen schematów, wzbogacają ludzie, znajomi,
przyjaciele, ale czasem też zupełnie przypadkowo spotkane osoby. Wszyscy oni są jak powiew
świeżego wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz