niedziela, 28 listopada 2021

Dalie w innej odsłonie - czyli moja przygoda ze szkłem


Od wielu lat szkło fascynuje mnie, jako materiał, z którego wykonane są różne piękne przedmioty.  Któregoś dnia podczas jednej z wizyt w Galerii Sudeckiego Centrum Kultury i Sztuki pomyślałam sobie, że chciałabym „pobawić się” szkłem, spróbować coś z niego zrobić, cokolwiek! Wydawało mi się, że z tym marzeniem będę musiała czekać aż do kolejnego wyjazdu do Szklarskiej Poręby. Nie spodziewałam się, że coś atrakcyjnego znajdę w Zielonej Górze. A jednak znalazłam! Zapisałam się na warsztaty organizowane przez BasoLeArt Glass i tak poznałam Olgę – właścicielkę, kobietę pełną pasji i słońca. Szkło jest jej wielką miłością i mogłaby opowiadać o nim godzinami. A ja mogłabym godzinami słychać.
Czas spędzony w pracowni były dla mnie fantastyczny. Wykonałam swój pierwszy szklany przedmiot i dowiedziałam się bardzo dużo o szkle. O jego historii i różnych metodach pracy z tym delikatnym tworzywem. Moi drodzy jak będziecie mieli chwilkę czasu, poszukajcie w internecie informacji o tym, kiedy i jak powstało szkło. Towarzyszy ono człowiekowi od kilku tysięcy lat, ale tak naprawdę nie wiemy, kiedy człowiek „zaprzyjaźnił się ze szkłem”. Nie ma ono swojego wynalazcy, są znaleziska archeologiczne, ciekawe historie, legendy. Jedną z tych legend usłyszałam od Olgi.
Jakie jest szkło? - Dobrze wiecie, że jest kruche, a gdy naciskamy je palcem czujemy jego twardość. Ten niezwykły materiał charakteryzują dwie z pozoru sprzeczne cechy. Znamy wiele rodzajów szkła widzimy je w naszej codzienności i jest wiele metod pracy z nimi. Metoda, którą pracowałam to fusing, czyli łączenie (w przypadku szkła – stapianie). Nie byłoby to możliwe gdyby nie wynaleziono kompatybilnego szkła czyli takiego, które mając różne kolory posiada te same właściwości jeżeli chodzi o topienie, a później stygnięcie. A skąd te różne kolory i odcienie? – to też dowiedziałam się od Olgi. Szkło jest barwione poprzez dodanie do masy szklanej (przy topieniu) związków metali.
Sama praca ze szkłem była dla mnie fascynująca. Gdy popatrzymy na szkło choćby na szybę w oknie to widzimy gładką taflę. Aby powstało cudo, które widzicie na zdjęciu tytułowym, trzeba z różnokolorowych tafli wyciąć mniejsze elementy i podstawę. Właściwie nie wycina się, jak to robimy nożem czy nożyczkami. Zaznacza się rysę specjalnym narzędziem, a potem wzdłuż tej rysy szkło pęka. Bardzo szybko zauważyłam, że towarzyszy robieniu rysy niesamowity, niepowtarzalny dźwięk. Ta czynność wcale nie jest prosta, bo szkło bywa charakterne. Jedno pękało łatwiej, inne było trochę oporne. Żadnej rysy nie da się poprawić, trzeba ją zrobić raz a dobrze. Nie mając wprawy robiłam wiele kiepskich rys i szkło z trudem odłamywało się. Moje obserwacje na temat charakteru szkła potwierdziła Olga i doradzała jak sobie poradzić z krnąbrnymi kawałkami. Podczas pracy rozmawiałyśmy o wielu sprawach, również o codzienności. Jak ważne jest to, aby otaczać się pięknymi przedmiotami i, że w nawale różnych obowiązków trzeba szukać czasu na odpoczynek. Dzięki warsztatom piękne drobiazgi można zrobić samemu. Szukajmy wokół siebie takich miejsc, gdzie powstaje piękno i ludzi, którzy dzielą się nim.



















czwartek, 11 listopada 2021

Kliczkowskie spacery

Latem 2019 roku brałam udział w nocnym zwiedzaniu Zamku Kliczków. Podczas spaceru po zamkowych wnętrzach pomyślałam, że jest to miejsce, które wato będzie ponownie odwiedzić. Przeczuwałam też, że w Kliczkowie, oprócz zamku, znajdę jeszcze inne atrakcje. Minęło trochę czasu i gdy tylko nadarzyła się okazja, wybrałyśmy się z Olą na wycieczkę. Z ogromną ciekawością odkrywałyśmy piękno Kliczkowa i okolicy. Mały rekonesans po parku  zakończył się odkryciem ławeczki nad małym stawem, przypominającym raczej bagienko. Może kiedyś coś napiszę o tej ławeczce. Tuż za ogrodzeniem zamkowego parku rozciągały się Bory Dolnośląskie, niedaleko płynęła Kwisa. Trudno było zdecydować, co najpierw. Czy powędrujemy jedną z pięknych alei prowadzących do lasu, czy wybierzemy drogę wzdłuż Kwisy. Zwyciężyła Kwisa! Nie wiem, co przeważyło: informacja, że w nad rzeką można zobaczyć „Pupę Słonia” i „Dzban”, a może w ogóle sentyment do rzek. Ich bliskość działa na mnie kojąco. Przypominałam też sobie, że już kiedyś byłam nad Kwisą. Towarzyszyła ona moim rowerowym wędrówkom na Pogórzu Izerskim, od Świeradowa po Zamek Czocha. Minęło ponad 10 lat, a wszystko pozostało w mojej pamięci, jakbym tam była wczoraj.
Teraz ponownie szłam wzdłuż brzegu Kwisy i cieszyłam oczy tym co mnie otaczało. Z zamyślenia wyrywały mnie intrygujące ławeczki i piękne drzewa. Przystawałam co chwilę, aby robić zdjęcia. Tak dotarłam do „Pupy Słonia” i „Dzbana”. Cóż to takiego? Formy skalne wyrzeźbione przez rzekę w piaskowcu występującym w okolicach Bolesławca. Nieco dalej były kolejne interesujące miejsca: ruiny pałacu w Osiecznicy i niezwykły fragment rzeki. Kwisa, w tym miejscu, przypominała górski potok, wartki i pełen bloków skalnych. To wszystko podziwiałyśmy z Olą podczas jednego niedługiego spaceru. Ale nie poprzestałyśmy na wędrówce nad rzeką. Na deser był las - przepiękny fragment Borów Dolnośląskich, położony tuż za zamkowym płotem. Najpierw przechodziłyśmy obok niezwykłego zabytku – cmentarza koni. Miejsce to było bardzo wzruszające. Chowano tam ulubione wierzchowce właścicieli zamku. Jest to chyba jedyny taki cmentarz w Polsce. Nasza droga prowadziła przez malowniczy teren, wznosiła się coraz wyżej. W pewnym momencie, w oddali,  między drzewami pojawiła się budowla zamku i zauważyłyśmy, że spacerujemy na wysokości zamkowej wieży. Co chwilę przystawałam i zachwycałam się pięknymi dębami. Wędrowałyśmy dalej i dalej, aż żal było wracać...Pozostał mały niedosyt i ciekawość - co jest na drugim brzegu rzeki i pytanie jak zejść ze stromej skarpy za zamkiem, aby z innej perspektywy spojrzeć na rzekę.