Gdy
przygotowywałam wieczory autorskie chciałam pokazać moim gościom ten zeszyt. Nie wiem dlaczego, ale tak się złożyło, że nie zabrałam go na żadne spotkanie. To bardzo ważny
dokument i zasługuje na małą sesję fotograficzną i krótki wpis na blogu. Wyobraźcie
sobie, że pierwsza, robocza wersja mojej książki zaczynała się o słów:
"W Frydlancie kupiłam wielki czeski kajet, więc chyba zacznę pisać książkę.
(Sierpień 2010)
I tak zaczęłam pisać w czeskim kajecie, na
jakichś karteczkach, kserach map i planach tras. Notowałam myśli, które plątały
się po głowie i opisywałam to, co widziałam i przeżyłam w czasie moich
cestování, czyli podróży. Teraz próbuję ułożyć to w jakąś zgrabną całość.”
W
czasie moich rowerowych wakacji w 2010 roku, podczas jednej z wycieczek, w małym
sklepiku w Frydlancie, kupiłam duży zeszyt. Od tego dnia, po powrocie z tras rozsiadałam
się przy stoliku przed domem w Czerniawie. Zapach maciejki i muzyka świerszczy
pomagały tworzyć opowieści o tym co widziałam po drodze. Niektóre miejsca
znałam z wcześniejszych wakacji, porównywałam więc swoje nowe wrażenia z tym co
pamiętałam. Czasem pisałam podczas wycieczek. W czasie przerw na posiłek lub odpoczynek zapisywałam swoje myśli na wszystkim co wpadło mi w ręce. Po kolejnych rowerowych urlopach kajet był
uzupełniany, znalazły się tam różne karteczki z notatkami. Na jednej były moje
szkice z hospudki w Chacie Jizerce. Pamiętam ten wieczór, za oknem zrobiło się brzydko, góry chowały się i pojawiały za chmurami… Powstało wtedy sporo
pomysłów na rękodzieło!
Czeski kajet poleżał na
półce, upłynęło trochę czasu zanim przepisałam notatki. Potem były zmiany
poprawki i popraweczki. Aż w końcu ułożyłam wszystko w zgrabną całość, czyli
książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz