Majówka jest doskonałym pretekstem na sympatyczną wycieczkę. Bardzo wygodnie,
bo samochodowo, wybrałyśmy się z Olą do naszych zachodnich sąsiadów. Zanim
przekroczyłyśmy granicę wstąpiłyśmy do Komorowa, niewielkiej wioski koło
Gubina. Zaintrygowała mnie jej zabudowa, ale nie miałyśmy zbyt dużo czasu na
szwendanie się. Najważniejszą atrakcją tego miejsca był, wiąz szypułkowy Wiedźmin nazywany również Mieszkiem. To on nas tam zwabił. Marzyłam o tym, żeby go zobaczyć, ale nie spodziewałam się, że to będzie tej wiosny. Przeczytałam, że drzewo ma ponad 400 lat. Dzielnie trzymało się, opasane
metalowymi taśmami. Wyglądało niesamowicie. Pełno w nim było dziupli, spękań i
narośli. Wszystko to tworzyło niezwykłą plątaninę. Młode liście nie przesłaniały jeszcze zakamarków powstałych przez wieki w pniu staruszka. Ciekawa byłam kto je zamieszkiwał. Na moment uruchomiła się moja
wyobraźnia. Może po zmroku zapalają się tam maleńkie lampeczki i setka
skrzatów budzi się z całodziennego snu, aby rozpocząć swoje harce i figle. Moje ulubione drzewo, które nazywam Drzewem Skrzatów, to również wiąz. Jest on dużo mniejszy od Wiedźmina, ale ma
podobne szramy i blizny. W Komorowie, koło drzewa, postawiono ławeczki. Trochę żałowałam, że nie miałam czasu, aby tam chwilę
posiedzieć. Może usłyszałabym jakąś historię szeptaną przez szumiące liście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz