piątek, 8 kwietnia 2016

Harrachov – pyszne miejsca "na słodko"



Od wielu lat jestem ogromną miłośniczką czeskiej kuchni. Absolutnym królem dań jest hovězí guláš s houskovým knedlíkem, czyli gulasz z knedlikiem. Smakowałam go chyba we wszystkich tradycyjnych czeskich restauracjach Harrachova. Zawsze zniewalał. Kiedyś w oparciu o czeski przepis próbowałam zrobić w domu taki sam, wyszedł inny, polski. Myślę wiec, że potrawa ta zawiera w sobie jakąś tajemnicę, a może górski klimat jest doskonałą przyprawą, nie do podrobienia.
Wspominałam już kiedyś, że dla mnie Harrachov to miasto położone pomiędzy Wodospadem Mumlawy a hutą szkła. Wędrując pomiędzy tymi atrakcjami wielokrotnie odwiedzałam restauracje, kawiarnie i bary znajdujące się po drodze. Z czasem wiele z nich stało się tradycyjnym elementem wycieczek z Olą lub moich indywidualnych, a spacer był zwiedzaniem różnych kulinarnych smaków. Runda zaczynała się zwykle przy Wodospadzie Mumlawy. Tak też było tym razem, gdy w ostatnich dniach zimy przyjechałyśmy z Olą do Harrachova. Sam wodospad okazał się bardzo niegościnny. Wszędzie było ślisko, nie udało nam się podejść bliżej by podziwiać wodę spływającą z wielką prędkością z ogromnych płyt skalnych. Przechodziłyśmy obok „Mumlavskiej Boudy” tam zimą można posilić się zupą. W Czechach popularna jest česnečka, bardzo dobra zupa czosnkowa. Może kiedyś uda mi się ugotować podobną. Latem można ugasić pragnienie kofolą i delektować się widokiem pięknej Mumlawy. Najczęściej jednak zerkałam tam łakomie na domaći kolač – proste ciasto owocowe, bardzo smaczne.
Obok stał „Srub u Lišáka” mały bar, nigdy nie zaglądałam do niego, wiec tej zimy zrobiłyśmy z Olą wyjątek. Jego wnętrze oczarowało nas, a szczególnie palący się tam kominek. Na półeczce siedziała znajoma postać wyglądała … tak jakbym zerknęła w lustro. Zimowa pora skusiła nas grzanym winem, smakowało wybornie.
Wracałyśmy powoli do cywilizacji, czyli do miasta. Po drodze minęłyśmy kilka nieodkrytych jeszcze restauracji. Postanowiłyśmy trzymać się standardów, przecież musi coś zostać na kolejny przyjazd. Tak więc następny postój był w naszej ulubionej cukierni. Mieści się ona w pięknym domu, typowym dla tego regionu. Było tam jak zwykle, bardzo smakowicie i malinowo. Maliny kojarzą mi się z innym miejscem kawiarnią La Gondola, którą odwiedziłam w zeszłym roku.  Pamiętam, że miałam wtedy ogromną niechęć do cukru. Zamówiłam pyszną kawę i poprosiłam gorące maliny, ale bez lodów i bitej śmietany. Kelner chwilę zastanowił się i zapytał: „samotne maliny”? Tak więc „samotne maliny” stały się jednym ze smaków Harrachova. Nie widziałam teraz tej kawiarni. Może już jej nie było, a może po prostu ją przegapiłam. Miała niezwykły wystrój. Przekroczyłam próg i znalazłam się w Wenecji. 

Mumlavská bouda




"Srub u Lišáka"





Nasza ulubiona cukiernia



Kawiarnia "La Gondola"





4 komentarze:

  1. M. bardzo proszę na przyszłość oznaczać taki tekst wyraźnym : POZOR!Na głodno nie otwierać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Myślę że żadnego z moich tekstów nie należy "głodno otwierać". Na wycieczkę do Mojej przestrzeni warto zabrać jakiś prowiant.

      Usuń