sobota, 31 stycznia 2015

Zatonie




      Bardzo często tu zaglądam i za każdym razem, kiedy przyjeżdżam, mam to samo wrażenie, że jestem w niesamowitym miejscu. Uwielbiam siadać na ławce, w pięknym parku, naprzeciwko pałacu księżnej Doroty Talleyrand- Perigord. Moje myśli snują się po okolicy, lub pędzą, w różnych kierunkach. Połapałam część z nich i ubrałam w słowa, tak powstało kilka tekstów. Początkowo chciałam zrobić z nich jeden większy, postanowiłam jednak zostawić je takie, jakie były na początku. Ukazują one Zatonie w różnych porach roku, brakuje tylko zimowej, śnieżnej opowieści. Może za rok uda mi się coś napisać. 


Zatonie – wieś z niesamowitą historią  30.03.2014
  
   Każdej wiosny przyjeżdżam tu z pewną obawą, czy ocalał herb księżnej Doroty Talleyrand- Perigord, umieszczony nad wejściem do pałacu. Dzisiaj, kiedy skręciłam do ruin, od razu zauważyłam, że pozostał  na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą. Usiadłam,  jak zwykle, na jednej z ławek przed  pałacem, w pobliżu miejsca, gdzie kiedyś była fontanna. Przypominały mi się fragmenty książki o Zatoniu. Pomiędzy drzewami, od strony zachodniej, wypatrzyłam miejsce, gdzie kiedyś była lodownia. Przywożono do niej bryły lodu, z Odry i okolicznych stawów, pomagały one utrzymywać niską temperaturę aż do następnej zimy. Przyglądałam się uważnie ocalałym fragmentom oranżerii, kiedyś pięknie ozdobionej sztukaterią i medalionami z wizerunkami kobiet.
Park wyglądał przepięknie, drzewa miały małe pączki liści. Na ogromnym starym grabie wyglądały jak pędzelki. Pomiędzy zielonymi liśćmi czosnku niedźwiedziego kwitły białe zawilce i fioletowa kokorycz. Nad parkiem krążyły bociany – już wróciły z Afryki. Patrzyłam na nie przez  chwilę. Wszędzie czuć było zapach czosnku niedźwiedziego, ale jeszcze trochę poczekam na piękny dywan z kwiatów tej rośliny. Będę miała pretekst, żeby przyjechać tu kolejny raz, ale koniecznie z aparatem fotograficznym, albo z naładowaną komórką, która chce robić zdjęcia. 


W poszukiwaniu lata, czyli wycieczka do Zatonia przez Kiełpin i Barcikowice Małe  8.06.2014

    Po długiej przerwie wreszcie wybrałam się na wycieczkę rowerową.  Niestety przegapiłam moment, kiedy w Zatoniu było biało od czosnku niedźwiedziego.  Tego dnia, zanim  dojechałam do pałacu, odwiedziłam inne ulubione miejsca i udało mi się zrobić kilka zdjęć. Najpierw przyjechałam do Kiełpina. „Drzewo Skrzatów” zazieleniło się. Śląska Ochla wartko płynęła pod mostkiem, a kolorowe ważki latały nad nią jak helikoptery. Lipowa aleja, prowadząca do Jarogniewic, wyglądała przecudnie i dawała duuużo cienia. W upalny dzień, było to bezcenne. Po chwili skręciłam do Barcikowic Małych, wioski schowanej w lesie.  Drzewa chroniły mnie przed palącym słońcem.  Minęłam kilka okazałych dębów, a za wioską mini wąwóz i pagórki schowane w lesie. Wiele razy jechałam tą trasą i zawsze było coś, co mnie zaskakiwało i zachwycało, teraz były to pajęczyny. Zatrzymywałam się  co chwilę  i przyglądałam misternie utkanym konstrukcjom. Pracowite pająki tworzyły je wszędzie. Leśna sielanka nie trwała długo, wyjechałam na szosę do Zatonia. Po drodze musiałam zrobić kilka zdjęć, nie mogłam powstrzymać się, widząc przydrożne kwiaty.
Odpoczęłam chwilę na ławeczce przed pałacem. Słońce oświetlało ruiny oranżerii. Upalna niedziela ładnie rozpoczęła się. Czasem mi żal, że moje niedzielne wycieczki zminimalizowały się, ale pocieszam się, że małe też jest piękne. Mam teraz dużo więcej czasu na podziwianie szczegółów i detali.


Pierwsze kroki czyli do Zatonia i „Za bramkę”   7.09.2014

   Ostatnio każda wycieczka jest jakby stawianiem pierwszych kroków. Przejeżdżające obok samochody, stresują mnie bardziej niż kiedyś, dokładniej liczę kilometry, mierząc siły na zamiary. Robię też pierwsze kroki w fotografowaniu „Nikosiem”.  Dzisiaj  wszyscy spieszyli się, bo w Zielonej Górze  było „Winobranie”, a ja wyruszyłam w przeciwnym kierunku.  Stęskniłam się za Zatoniem, za ruinami  i parkiem. Ciekawa byłam, czy już widać początek prac rewitalizacyjnych, o których ostatnio słyszałam. Wcześniej jednak skręciłam w prawo, w drogę  do Niedoradza, nazwałam ją „Za bramką”. Kilka kilometrów do Zatonia, drzewa rosnące po obu stronach szosy,  tworzyły jakby bramę, widoczną z daleka. Spodobało mi się to miejsce. Jechałam kawałek dalej, ciesząc się małym ruchem samochodów i cieniem, rozglądałam się za oznakami nadchodzącej  jesieni. No ale ile można kręcić się po okolicy, gdy niedaleko czeka pałac, z wszystkimi swoimi pięknymi zakamarkami, park i ruina kościoła św. Jana. Szybko więc wróciłam i rozgościłam się przed pałacem. W takim pięknym miejscu szarlotka, którą zabrałam ze sobą, smakowała lepiej niż w domu. Chwilę rozmawiałam z panami, którzy siedzieli na sąsiedniej ławce. Byli to mieszkańcy Zatonia i nic nie słyszeli o rewitalizacji parku. Przeszłam na drugą stronę ulicy i zrobiłam sesję fotograficzną ruinom XIII-wiecznego kościoła św. Jana. Bluszcz porósł pozostałości ścian, zbudowanych z kamienia i rudy darniowej, wyglądało to niesamowicie. Lubię to miejsce. Przypomina mi ruiny kościoła św. Jakuba w Jindřichovicach pod Smrkem, na mojej ukochanej Ziemi Frydlanckiej.  Po szarlotce nabrałam sił by wracać do domu, czyli cały czas pod górkę. Zatrzymałam się na chwilkę  przy grzybkach rosnących w rowie i przy Ogrodzie Botanicznym. Rośnie koło którego niezwykłe drzewo. Z daleka wygląda jak topola, ale jest to dąb odmiany kolumnowej (lub stożkowej), rzadki w tej okolicy. Zielonogórskie drzewa są piękne i teraz gdy mam nowy aparat muszę się im dokładniej przyjrzeć.

Park w Zatoniu  26.10.2014 

    Ostatnio  wiele razy zachwycałam się pałacem w Zatoniu, siadałam na ławeczce i chłonęłam jego niesamowitą atmosferę. Dzisiaj znowu odwiedziłam to piękne miejsce, ale tym razem wybrałam się do parku. Spacerowałam alejami starych drzew i muszę  przyznać, że z rowerem spaceruje się dostojnie.  Zaglądałam w różne zakamarki i przypominałam sobie, gdzie rosły najpiękniejsze drzewa. Bez trudu odnalazłam Dąb Talleyranda, piękną starą lipę i ogromne buki. Chciałam też zobaczyć, wypatrzone kiedyś przeze mnie, wiązy, ale przeprawa przez mokrą łąkę, nawet jeżeli to historyczna łąka, zwana Łąką Joanny, zniechęciła mnie.  W parku było pusto, snułam się i robiłam zdjęcia.  Mój spacer powoli kończył się. Zbliżałam się do pałacu, byłam utwierdzona  w przekonaniu, że znam tu wszystkie ciekawsze miejsca, najpiękniejsze okazy i wtedy, po lewej stronie,  zobaczyłam niesamowite drzewo. Był to ogromny buk ze zwisającymi gałęziami. Stanęłam pod nim i miałam wrażenie, że jestem pod ogromną parasolką, piękną ale z powykręcanymi drutami.  Zachwyciło mnie to nowo odkryte drzewo, ciekawa jestem, ile podobnych niespodzianek znajdę jeszcze w parku, bo na pewno wrócę tu nie raz. 

Informacje o Zatoniu można znaleźć w książce  Jarosława Skorulskiego "Zatonie Ślady historii"  oraz na  stronie internetowej  Stowarzyszenia Nasze Zatonie.

Ruiny oranżerii 
Herb księżnej Doroty Talleyrand- Perigord







Może to Księciunio ;)
Ławeczka
Przez moment miałam wrażenie że w oknach pali się światło

Ruiny kościoła św. Jana



Park jesienią 
Ogromny Dąb Talleyranda  na Łące Joanny





Buk jak parasol
"Bramka" na drodze do Niedoradza
a za "bramką" jesień
Kwiaty z letniej wycieczki
i pajęczyny

Wąwóz niedaleko Barcikowic Małych
Pagórki koło Barcikowic Małych

Przy drodze 

Dąb kolumnowy ( lub stożkowy) koło Ogrodu Botanicznego w Zielonej Górze

 

6 komentarzy:

  1. Park piękny a ruiny bardzo ciekawe . Też lubię takie miejsca które łączą ze soba piękno przyrody i ciekawą historię . A jeszcze lepiej gdy dochodzi do tego jakaś ciekawa legenda związana z odwiedzanym miejscem .

    Herb rzeczywiście piękny i wielka szkoda że nikt nie dba o taki rarytas . Najbardziej spodobały mi się te ruiny zarosnięte ruiny kościoła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Zatoniem wiąże się jedna legenda o mongolskim skarbie barona Romana von Ungern-Sternberg. Niestety poszukiwacze tego skarbu, w latach 70-tych, dokonali wielu dewastacji w pałacu i w otaczającym go parku.
      Niedawno czytałam o projekcie rewitalizacji parku. W oranżerii miałaby powstać sala wystawowa i miejsce spotkań, a pozostałości pałacu i te piękne ruiny kościoła byłby trwałą ruiną. Po przyłączeniu Zatonia do Zielonej Góry ( na początku roku) nie znalazłam nic więcej na ten temat.

      Usuń
  2. Przepiękne miejsce, w 2013 r mijałem pałac i kościół na swojej trasie z Jeleniej Góry do Szczecina. Wielka szkoda, że nikt o to nie dba. Z drugiej jednak strony gdyby były odrestaurowane nie byłoby takiego klimatu...byłoby inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klimat tego miejsca jest niesamowity, to prawda. Mam nadzieję że chociaż piękny park doczeka się rewitalizacji, bo na ratunek pałacu to chyba jest za późno.
    Pamiętam jak w 2009 roku z ogromną radością siadałam przed wyremontowanymi pałacami w Łomnicy lub w Wojanowie i delektowałam się pyszną kawą i deserem. Widziałam je wcześniej gdy były ruinami. Może dlatego tak żal mi, że Zatonie niszczeje. Chociaż tak jak piszesz ma ono swoją niepowtarzalną atmosferę.

    OdpowiedzUsuń
  4. To miejsce jest dla mnie wyjątkowe, jeżeli miałabym widzieć siebie w przeszłości byłabym w Zatoniu bez zastanowienia. Peka mi serce jak widzę jak szybko kończy się czas pałacu i ubolewam, ze nie urodziłam się bogatsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy przyjeżdżam do Zatonia siadam na jednej z moich ulubionych ławeczek przed pałacem. Czasem przysiada się ktoś z mieszkańców Zatonia i opowiada różne historie pałacowe. Podobno ktoś był chętny na zakup pałacu, ale nie było możliwości jego zakupu. Pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz udostępniłam Pani komentarz. Zawieruszył się w wirtualnej przestrzeni.

      Usuń