Bardzo często tu zaglądam i za każdym razem,
kiedy przyjeżdżam, mam to samo wrażenie, że jestem w niesamowitym miejscu. Uwielbiam
siadać na ławce, w pięknym parku, naprzeciwko pałacu księżnej Doroty Talleyrand- Perigord. Moje myśli snują się po okolicy, lub pędzą, w różnych kierunkach. Połapałam część z nich i ubrałam w słowa, tak powstało kilka tekstów. Początkowo chciałam
zrobić z nich jeden większy, postanowiłam jednak zostawić je takie, jakie były na
początku. Ukazują one Zatonie w różnych porach roku, brakuje tylko zimowej, śnieżnej opowieści.
Może za rok uda mi się coś napisać.
Zatonie – wieś z niesamowitą historią 30.03.2014
Każdej wiosny przyjeżdżam tu z pewną obawą, czy ocalał herb księżnej Doroty Talleyrand- Perigord,
umieszczony nad wejściem do pałacu. Dzisiaj, kiedy skręciłam do ruin, od razu
zauważyłam, że pozostał na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą.
Usiadłam, jak zwykle, na jednej z ławek
przed pałacem, w pobliżu miejsca, gdzie
kiedyś była fontanna. Przypominały mi się fragmenty książki o Zatoniu. Pomiędzy drzewami, od strony
zachodniej, wypatrzyłam miejsce, gdzie kiedyś była
lodownia. Przywożono do niej bryły lodu, z Odry i okolicznych stawów, pomagały one utrzymywać niską temperaturę aż do następnej zimy. Przyglądałam się uważnie
ocalałym fragmentom oranżerii, kiedyś pięknie ozdobionej sztukaterią i
medalionami z wizerunkami kobiet.
Park wyglądał przepięknie, drzewa miały małe pączki liści.
Na ogromnym starym grabie wyglądały jak pędzelki. Pomiędzy zielonymi liśćmi
czosnku niedźwiedziego kwitły białe zawilce i fioletowa kokorycz. Nad parkiem
krążyły bociany – już wróciły z Afryki. Patrzyłam na nie przez chwilę. Wszędzie
czuć było zapach czosnku niedźwiedziego, ale jeszcze trochę poczekam na piękny
dywan z kwiatów tej rośliny. Będę miała pretekst, żeby przyjechać tu kolejny
raz, ale koniecznie z aparatem fotograficznym, albo z naładowaną komórką, która
chce robić zdjęcia.
W poszukiwaniu lata, czyli wycieczka do Zatonia przez
Kiełpin i Barcikowice Małe 8.06.2014
Po długiej przerwie wreszcie wybrałam się na wycieczkę
rowerową. Niestety przegapiłam moment, kiedy w Zatoniu było biało od czosnku
niedźwiedziego. Tego dnia, zanim dojechałam do pałacu, odwiedziłam inne ulubione miejsca i udało mi się zrobić kilka
zdjęć. Najpierw przyjechałam do Kiełpina. „Drzewo Skrzatów” zazieleniło się. Śląska
Ochla wartko płynęła pod mostkiem, a kolorowe ważki latały nad nią jak
helikoptery. Lipowa aleja, prowadząca do Jarogniewic, wyglądała przecudnie i
dawała duuużo cienia. W upalny dzień, było to bezcenne. Po chwili skręciłam do Barcikowic
Małych, wioski schowanej w lesie. Drzewa
chroniły mnie przed palącym słońcem. Minęłam
kilka okazałych dębów, a za wioską mini wąwóz i pagórki schowane w lesie. Wiele
razy jechałam tą trasą i zawsze było coś, co mnie zaskakiwało i zachwycało, teraz
były to pajęczyny. Zatrzymywałam się co
chwilę i przyglądałam misternie utkanym
konstrukcjom. Pracowite pająki tworzyły je wszędzie. Leśna sielanka nie trwała
długo, wyjechałam na szosę do Zatonia. Po drodze musiałam zrobić kilka zdjęć,
nie mogłam powstrzymać się, widząc przydrożne kwiaty.
Odpoczęłam chwilę na ławeczce przed pałacem. Słońce
oświetlało ruiny oranżerii. Upalna niedziela ładnie rozpoczęła się. Czasem mi żal, że moje niedzielne wycieczki zminimalizowały się,
ale pocieszam się, że małe też jest piękne. Mam teraz dużo więcej czasu na podziwianie szczegółów i detali.
Pierwsze kroki
czyli do Zatonia i „Za bramkę” 7.09.2014
Ostatnio każda
wycieczka jest jakby stawianiem
pierwszych kroków. Przejeżdżające obok
samochody, stresują mnie bardziej niż kiedyś, dokładniej liczę kilometry, mierząc siły na zamiary. Robię też pierwsze
kroki w fotografowaniu „Nikosiem”.
Dzisiaj wszyscy spieszyli się, bo
w Zielonej Górze było „Winobranie”, a ja
wyruszyłam w przeciwnym kierunku.
Stęskniłam się za Zatoniem, za ruinami
i parkiem. Ciekawa byłam, czy już widać początek prac
rewitalizacyjnych, o których ostatnio słyszałam. Wcześniej jednak skręciłam w
prawo, w drogę do Niedoradza, nazwałam
ją „Za bramką”. Kilka kilometrów do Zatonia, drzewa rosnące po obu stronach szosy, tworzyły jakby bramę, widoczną z daleka.
Spodobało mi się to miejsce. Jechałam kawałek dalej, ciesząc się małym ruchem
samochodów i cieniem, rozglądałam się za
oznakami nadchodzącej jesieni. No ale
ile można kręcić się po okolicy, gdy niedaleko czeka pałac, z wszystkimi swoimi
pięknymi zakamarkami, park i ruina kościoła św. Jana. Szybko więc wróciłam i rozgościłam się przed
pałacem. W takim pięknym
miejscu szarlotka, którą zabrałam ze sobą, smakowała lepiej niż w domu. Chwilę rozmawiałam z panami, którzy siedzieli na sąsiedniej ławce. Byli to mieszkańcy Zatonia i nic nie słyszeli o rewitalizacji parku. Przeszłam na drugą stronę ulicy i zrobiłam sesję fotograficzną ruinom XIII-wiecznego kościoła św. Jana. Bluszcz porósł
pozostałości ścian, zbudowanych z kamienia i rudy darniowej, wyglądało to
niesamowicie. Lubię to miejsce.
Przypomina mi ruiny kościoła św. Jakuba w
Jindřichovicach pod Smrkem, na mojej ukochanej Ziemi Frydlanckiej. Po szarlotce nabrałam sił by wracać do domu,
czyli cały czas pod górkę. Zatrzymałam
się na chwilkę przy grzybkach rosnących w rowie i przy
Ogrodzie Botanicznym. Rośnie koło którego niezwykłe drzewo. Z daleka
wygląda jak topola, ale jest to dąb odmiany kolumnowej (lub stożkowej), rzadki
w tej okolicy. Zielonogórskie drzewa są piękne i teraz gdy mam nowy aparat
muszę się im dokładniej przyjrzeć.
Park w Zatoniu 26.10.2014
Ostatnio wiele razy zachwycałam się pałacem w Zatoniu,
siadałam na ławeczce i chłonęłam jego niesamowitą atmosferę. Dzisiaj znowu
odwiedziłam to piękne miejsce, ale tym razem wybrałam się do parku.
Spacerowałam alejami starych drzew i muszę
przyznać, że z rowerem spaceruje się dostojnie. Zaglądałam w różne zakamarki i przypominałam
sobie, gdzie rosły najpiękniejsze drzewa. Bez trudu odnalazłam Dąb Talleyranda,
piękną starą lipę i ogromne buki. Chciałam też zobaczyć, wypatrzone kiedyś
przeze mnie, wiązy, ale przeprawa przez mokrą łąkę, nawet jeżeli to historyczna
łąka, zwana Łąką Joanny, zniechęciła mnie.
W parku było pusto, snułam się i robiłam zdjęcia. Mój spacer powoli kończył się. Zbliżałam się
do pałacu, byłam utwierdzona w przekonaniu, że
znam tu wszystkie ciekawsze miejsca, najpiękniejsze okazy i wtedy, po lewej
stronie, zobaczyłam niesamowite drzewo.
Był to ogromny buk ze zwisającymi gałęziami. Stanęłam pod nim i miałam
wrażenie, że jestem pod ogromną parasolką, piękną ale z powykręcanymi
drutami. Zachwyciło mnie to nowo odkryte
drzewo, ciekawa jestem, ile podobnych niespodzianek znajdę jeszcze w parku, bo na pewno wrócę tu nie raz.
Informacje o Zatoniu można znaleźć w książce Jarosława Skorulskiego "Zatonie Ślady historii" oraz na stronie internetowej Stowarzyszenia Nasze Zatonie.
|
Ruiny oranżerii |
|
Herb księżnej Doroty Talleyrand- Perigord |
|
Może to Księciunio ;) |
|
Ławeczka |
|
Przez moment miałam wrażenie że w oknach pali się światło |
|
Ruiny kościoła św. Jana |
|
Park jesienią |
|
Ogromny Dąb Talleyranda na Łące Joanny |
|
Buk jak parasol |
|
"Bramka" na drodze do Niedoradza |
|
a za "bramką" jesień |
|
Kwiaty z letniej wycieczki |
|
i pajęczyny |
|
Wąwóz niedaleko Barcikowic Małych |
|
Pagórki koło Barcikowic Małych |
|
Przy drodze |
|
Dąb kolumnowy ( lub stożkowy) koło Ogrodu Botanicznego w Zielonej Górze |
Park piękny a ruiny bardzo ciekawe . Też lubię takie miejsca które łączą ze soba piękno przyrody i ciekawą historię . A jeszcze lepiej gdy dochodzi do tego jakaś ciekawa legenda związana z odwiedzanym miejscem .
OdpowiedzUsuńHerb rzeczywiście piękny i wielka szkoda że nikt nie dba o taki rarytas . Najbardziej spodobały mi się te ruiny zarosnięte ruiny kościoła
Z Zatoniem wiąże się jedna legenda o mongolskim skarbie barona Romana von Ungern-Sternberg. Niestety poszukiwacze tego skarbu, w latach 70-tych, dokonali wielu dewastacji w pałacu i w otaczającym go parku.
UsuńNiedawno czytałam o projekcie rewitalizacji parku. W oranżerii miałaby powstać sala wystawowa i miejsce spotkań, a pozostałości pałacu i te piękne ruiny kościoła byłby trwałą ruiną. Po przyłączeniu Zatonia do Zielonej Góry ( na początku roku) nie znalazłam nic więcej na ten temat.
Przepiękne miejsce, w 2013 r mijałem pałac i kościół na swojej trasie z Jeleniej Góry do Szczecina. Wielka szkoda, że nikt o to nie dba. Z drugiej jednak strony gdyby były odrestaurowane nie byłoby takiego klimatu...byłoby inaczej.
OdpowiedzUsuńKlimat tego miejsca jest niesamowity, to prawda. Mam nadzieję że chociaż piękny park doczeka się rewitalizacji, bo na ratunek pałacu to chyba jest za późno.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w 2009 roku z ogromną radością siadałam przed wyremontowanymi pałacami w Łomnicy lub w Wojanowie i delektowałam się pyszną kawą i deserem. Widziałam je wcześniej gdy były ruinami. Może dlatego tak żal mi, że Zatonie niszczeje. Chociaż tak jak piszesz ma ono swoją niepowtarzalną atmosferę.
To miejsce jest dla mnie wyjątkowe, jeżeli miałabym widzieć siebie w przeszłości byłabym w Zatoniu bez zastanowienia. Peka mi serce jak widzę jak szybko kończy się czas pałacu i ubolewam, ze nie urodziłam się bogatsza.
OdpowiedzUsuńGdy przyjeżdżam do Zatonia siadam na jednej z moich ulubionych ławeczek przed pałacem. Czasem przysiada się ktoś z mieszkańców Zatonia i opowiada różne historie pałacowe. Podobno ktoś był chętny na zakup pałacu, ale nie było możliwości jego zakupu. Pozdrawiam i przepraszam, że dopiero teraz udostępniłam Pani komentarz. Zawieruszył się w wirtualnej przestrzeni.
Usuń