sobota, 24 września 2022

Zalew Czerwona Woda w Zgorzelcu - antidotum na zmęczenie


Warto chwilkę dłużej zostać w „rozdzielonym mieście” i zajrzeć na obrzeża Zgorzelca, nad niewielką rzekę - Czerwoną Wodę, dopływ Nysy Łużyckiej. Powstał tam Zalew Czerwona Woda, wokół którego utworzono teren rekreacyjny, doskonałe spacerowe miejsce. Dotarłyśmy tam z Olą zaraz po przyjeździe do Zgorzelca. Nie wiedziałyśmy czego możemy się spodziewać. Na mapach Google teren wyglądał nieciekawie, jak plac budowy rozjechany przez ciężkie samochody. Od miasta oddzielała go ruchliwa ulica. Wygrała jednak ciekawość i chęć rozprostowania nóg, więc poszłyśmy tam na spacer. Ku naszemu zaskoczeniu okolica okazała się doskonałym antidotum na skupienie i napięcie towarzyszące podróży po polskich szosach. Odpoczynek wśród zieleni to rzecz bezcenna! Zieleń, płynąca rzeczka i mosty! Tutaj pierwszy raz zobaczyłam trasy przystosowane do turystyki konnej. Obok asfaltowej ścieżki dla pieszych i rowerzystów przygotowano piaszczysty pas, po którym mogły jechać konie. Mosty również dostosowano do przejazdu końmi albo obok nich był bród. Okrążając zalew wyszłyśmy w pobliżu ciekawych zabudowań. Był to Ujazd - kiedyś wioska, a teraz część miasta. Budynki, które  nas zaintrygowały to dawny majątek ziemski. Słońce powoli zachodziło nad zalewem, wspaniałe zakończenie dnia.






















piątek, 16 września 2022

Zgorzelec i Görlitz - rozdzielony organizm

 


Zgorzelec i Görlitz to miasta, które kiedyś były jednym organizmem rozdzielonym przez Nysę Łużycką. Teraz rozdziela nie tylko rzeka, ale również granica państwowa. Na szczęście są mosty i możliwość swobodnego poruszania się międzu państwami. Nigdy wcześniej nie byłam ani w Zgorzelcu, ani też w Görlitz, dlatego bardzo ucieszyła mnie propozycja Oli, aby je zwiedzić. Czytałam i słyszałam, wiele porównań obu miast. Nie przywiązując wagi do tych opinii, zajęłam się poszukiwaniem tego, co piękne i ciekawe po obu stronach rzeki. Sporą część Zgorzelca obejrzałyśmy z okien autobusu miejskiego, który krążył po różnych zakamarkach. Od lat uważam, że jest to doskonały sposób aby zwiedzać miasta i poczuć ich atmosferę. Jeden z przystanków był ciekawie zaprojektowany, miał kształt parasolki. Zdążyłam zrobić mu zdjęcie zanim autobus ruszył. Jechał i jechał, aż wysiadłyśmy na "naszym" przystanku, przy maleńkiej cerkwi. Chociaż budynek zbudowano z drewna, okazało się, że wcale nie był stary. Powstał w latach 2001- 2002. Nie udało nam się wejść do środka. Kawałek dalej, z obniżającej się w kierunku rzeki uliczki,  roztaczał się  piękny widok na  niemiecką  stronę miasta. To od niej zaczęłyśmy "prawdziwe" zwiedzanie.  Aby odpocząć od zabytkowego zawrotu głowy, wstąpiłyśmy do jednej z kawiarenek. Ukrywała się w starej kamienicy. Pięknie, stylowo urządzona serwowała torty pralinki i jeszcze coś z maku nawiązujące do starej tradycji śląskich potraw.  Wybrałyśmy to ostatnie. Był to bardzo smaczny deser zrobiony z mielonego maku i serwowany z ajerkoniakiem. Posilone mogłyśmy dalej wędrować i podziwiać miasto położone na dwóch brzegach rzeki. Myślę, że łasuchowanie jest bardzo ważnym elementem zwiedzania, a niektóre smaki pozostają w pamięci i długo będą kojarzyły się z danym miejscem. Tak też jest z makowym deserem z Görlitz. Nacieszyłam też oczy pięknymi drzewami  były: palmy ;), moje ulubione dęby kolumnowe, drzewo, które od niedawna bardzo intryguje mnie - glejdiczja i kilka innych.