sobota, 18 stycznia 2020

Zamek w Karpnikach - rezydencja z przepiękną polichromią w jednej z sal




Uwielbiam wracać w te same miejsca, a szczególnie tam gdzie dawno nie byłam. Pięknym zakątkiem, w który nie zaglądałam przez wiele lat są Rudawy Janowickie. Latem nie udało mi się uczciwie pospacerować ich szlakami, ale odwiedziłam ciekawe miejscowości leżące u stóp tych niezwykłych gór. Jeną z tych miejscowości były Karpniki, niewielka wioska z przepięknym Zamkiem, leżąca u podnóży Gór Sokolich. Wiele lat temu byłam tam i przechodziłam kolo Zamku, wtedy nie mogłam wejść do środka. Stał smutny, opuszczony i popadał w ruinę. Przeczytałam na stronie rezydencji, że Zamek w Karpnikach często zmieniał właścicieli. I wreszcie w 2009 roku trafił w ręce kogoś, kto zadbał o zabytek. Teraz jest otwarty nie tylko dla gości hotelowych, można wejść i zakosztować potraw serwowanych w restauracji, albo po prostu na kawę i coś słodkiego. Piękne stare cacko odbudowane jest z szacunkiem dla historii, ale wykorzystano tu nowoczesną technologię. Nie wszyscy wiedzą, że ogrzewane jest ciepłem geotermalnym, bo podobnie jak w niedalekich Cieplicach, tutaj pod ziemią są źródła wód termalnych. Cieszy mnie każda odbudowana rezydencja i od razu kradnie moje serce, przyciąga jak magnes. W piękny letni dzień nie wystarczyła mi wizyta w Bukowcu. Poszłam do Karpnik do Zamku. Miło było posiedzieć na pałacowym dziedzińcu i popijać pyszną kawę. Kolejne miejsce, które cieszy oczy detalami zdobiącymi stare mury. Warto poczytać jego historię, która poprzez ród Hohenzollernów wiąże się z historią Pałacu w Zaborze, o którym niedawno pisałam, przy okazji wizyty jednego z przedstawicieli tej, słynnej w całej Europie, rodziny. Jaki ten świat mały i jak historia zakreśla niewidzialne kręgi, łączy miejsca i ludzi. W jednej z sal, tuż pod sufitem, zamieszkał niezwykły gość z dalekiej przeszłości. Renesansowy lew wymalowany na ścianie. Przypominał smoki z Zamku w Broniszowieo których pisałam na tym blogu. Tego lwa dostrzegłam go, gdy już wychodziłam z rezydencji. Wydawało mi się, że mrugnął do mnie okiem, nie wiem czy psotnie, czy zalotnie. Gdy wrócę przyjrzę mu się uważniej. Trudno było rozstać się z takim miejscem. Spacer dookoła budowli na chwilę oddalał ten nieprzyjemny moment. Zamek był piękne wkomponowany w otoczenie i te góry niedaleko… i odkrycie, że w restauracji mają lwa... 

















































niedziela, 5 stycznia 2020

Zapach ołówków


Otworzyłam pudełko i poczułam zapach nowiutkich ołówków. Było to niezwykłe doświadczenie, które natychmiast przeniosło mnie w czasie, do początków mojego rysowania. Miałam wtedy podobny zestaw, skrzętnie zbieranych ołówków, różnej twardości. Pamiętam, że ich zapach wypełniał pokój za każdym razem, gdy otwierałam magiczne szare pudełko po czeskich kredkach. Zachowałam je do dziś.
Ołówki
To powrót do początków, do tego, co odkryłam w sobie wiele lat temu i drzemało trochę uśpione budząc się na chwilę, co jakiś czas. Ołówki to delikatna kreska, dokładność i spokój, to moje drzewa.
Akwarela
Ćwiczę ją od jakiegoś czasu mniej lub bardziej zawzięcie. Podoba mi się jej delikatność, ulotność. Jest jak mgiełka, powiew wiatru, domyślna i czasem niedopowiedziana. Mam jeszcze mało wprawy i czasem, gdy biorę pędzel do ręki to na papierze dzieje coś zupełnie dla mnie nieprzewidzianego. Akwarela to przeciwieństwo mojego poukładania. Jeszcze tak nie umiem.
Farby olejne
Wprowadzą nowe zapachy do mojego malowania. Pozostawią konkretny ślad na płótnie. One są bardziej przewidywalne i poukładane. Wyraziste.
Pastele suche
To cała gama barw i mnóstwo możliwość mieszania ich ze sobą. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie. Barwy są takie spontaniczne, a ja nie.
Mam dużo marzeń i planów na ten zaczynający się rok.