sobota, 20 kwietnia 2024

Czeskie wakacje. Červený hrádek – zamek z wystawą kreacji z lat 30 XX wieku

Przedostatni nocleg podczas Czeskich wakacji był w zamku! Oglądając mapy znalazłyśmy z Olą  Červený hrádek  leżący na obrzeżach Jirkova. Jadąc do niego ulicami miasta śmiałyśmy się, że pewnie stoi otoczony blokami. Na nasze szczęście blokowisko skończyło się i wjechałyśmy w obszar chroniony  Pridodni park Červený hrádek, który sąsiadował z „naszym” zamkiem.  Został on zbudowany w stylu barokowy i pięknie wkomponowany w krajobraz Rudaw, pasma górskiego leżącego na pograniczu Czech i Niemiec. Jego historia zaczyna się na przełomie XIV i XV wieku. Obecny wygląd zamku zawdzięczamy Janowi Adamowi Hrzánowi z Harasova, który  w 1655  odbudował zniszczoną  rodzinną  rezydencję. Autorem projektu był prawdopodobnie Antonio della Porta włoski architekt, który pracował również nad projektem Pałacu Lobkowitzów w Żaganiu. I tu mogę powiedzieć, że świat jest mały i jak czasem splata się historia ciekawych i pięknych miejsc.
Było już późne popołudnie, do zmroku miałyśmy chwilkę, doskonały czas na mały spacer po okolicy. Obeszłyśmy zamkowy staw. Ścieżki prowadzące do różnych zakamarków obszaru chronionego bardzo kusiły, ale było zbyt późno, aby się tam zapuszczać. Zwiedzanie samego zamku zaplanowałyśmy na następny dzień.  Po śniadaniu sympatyczna przewodniczka oprowadziła nas po komnatach opowiadając ciekawe historie. Pokazała nam schody prowadzące na piętro i wytłumaczyła dlaczego były bardzo krzywe. Dawni właściciele wjeżdżali po nich konno. Pomogłyśmy młodej dziewczynie nastawić stary adapter i muzyka z lat 20 i 30 wprowadziła nas w atmosferę wystawy „Moda 30”, na której prezentowane były kreacje z okresu międzywojennego dwóch czeskich projektantek: Hany Podolskiej autorki kostiumów filmowych i teatralnych oraz mniej docenianej Milady Hřibovéj. Przewodniczka zostawiła nas z kluczem do sal. Miałyśmy więc sporo czasu aby przyjrzeć się wspaniałym strojom i wczuć się w pracę projektantki i krawcowej zasiadając przy zabytkowej maszynie do szycia. 

































niedziela, 14 kwietnia 2024

Czeskie wakacje. Trzy perełki: Mariańskie Łaźnie, Loket i Karlowe Wary

 

Mariańskie Łaźnie

Po wyjeździe z Pilzna pierwszy postój zrobiłyśmy w Mariańskich Łaźniach. Dzień był zimny, za zimny jak na środek lata – tylko 7o C. Kilka warstw ubrań i gorąca kawa w jednej z kawiarni uratowały sytuację.  Uzdrowisko oczarowało mnie pięknymi budynkami, parkiem. Wszystko to powstało, aby cieszyć oczy wypoczywających tu kuracjuszy i turystów.  Przyjeżdżają tu goście z wielu państw, a przed laty kurort był ulubionym miejscem arystokratów i uznanych artystów. Często pojawiali się tutaj władcy państw. Lubię takie miejsca, pobudzają one moją wyobraźnie, ale też cieszą faktem, że zwyczajny człowiek może oglądać tak niezwykłe miejsca, nie są zastrzeżone tylko dla elit. Kontrastem dla neobarokowej kolumnady i innych bogato zdobionych budynków kurortu był skromny ewangelicki kościółek, który znalazłam na jednej z bocznych ulic i skromne jakby zapomniane schodki. 










Loket

Kolejnym pięknym miejscem, które zobaczyłam tego dnia był mroczny i tajemniczy Zamek Loket.  Przyglądałam mu się uważnie, gdy „grał” mały epizod w filmie „Cassino Royale”. Na żywo średniowieczny zabytek wyglądał jeszcze piękniej. Przyjechałyśmy z Olą do miasteczka Loket w porze obiadu, aby nie tracić czasu na poszukiwania, zapytałyśmy pana parkingowego o restaurację. Polecił nam jedną z typową czeską kuchnią. Pospacerowałyśmy chwilę po mieście pięknie położonym nad rzeką Ochrzą i pełnym ciekawych zakamarków. Nad wszystkim górowały potężne mury zamczyska, Z  żalem opuszczałyśmy Loket.










Karlowe Wary

Tropem Jamesa Bonda i bohaterki filmu „Ostatnie wakacje” pojechałyśmy z Olą do Karlowych Warów. Krótki spacer po mieście zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ilość pięknych budynków była oszałamiająca. Jeden ciekawił nas szczególnie – luksusowy Grandhotel Pupp, który dla potrzeb filmu zamienił się w Cassino Royale.  Aby poczuć jego atmosferę poszłyśmy do hotelowej kawiarni. Trudno opisać przepych dekoracji wnętrz. Karlowe Wary to słynne uzdrowisko dla elit, ale to również miasto, gdzie Ludwig Moser tworzył szklane cudeńka. Fabryka Mosera istnieje do dzisiaj, ale nie udało nam się wejść do powstałego przy niej muzeum. Okazało się jednak, że w hotelu była spora kolekcja szkieł Mosera. Najpiękniej prezentowały się wazony z gradiolami ustawione w hotelowym hallu. W kilku miejscach wyeksponowane były misy i inne cudeńka. Sufity zdobiły kunsztownie wykonane żyrandole. Spacerowałam, zachwycałam się tym wszystkim i robiłam zdjęcia. W pewnym momencie dostrzegłam, że jeden z gości hotelowych uważnie mi się  przygląda, a jeszcze uważniej dwaj panowie, którzy mu towarzyszyli. Skupiłam się na  oglądaniu żyrandoli i kinkietów, pokazując w ten sposób, że nie interesują mnie hotelowi goście, ale piękny wystrój wnętrz. Wolałam nie ryzykować i opuściłam hall, odprowadzana czujnym wzrokiem panów. Poczułam się jakbym przypadkiem wpadła na plan filmu sensacyjnego.