niedziela, 31 stycznia 2021

Na Pochyłe Drzewo wszystkie kozy skaczą


Podczas jednego ze spacerów znalazłam Pochyłe Drzewo, podeszłam bliżej i zobaczyłam, że to dąb. Nie był okazały, ale od razu zaliczyłam go do moich ulubionych, czyli takich niepozornych, które zauważam po kilu latach przechodzenia koło nich. Jest Pochyłe Drzewo, muszą być kozy! Z łatwością wyobraziłam sobie jak wskakują na ten niewielki dąb. Wam drodzy Czytelnicy przedstawiam kilka kóz, które pasły się 10 lat temu na łące w Czerniawie. Zauroczyły mnie całkowicie, patrzyły takimi niesamowitymi oczami. I zapewniam, że widziałam jak te pięknookie gwiazdy właziły na drzewa aby poskubać listki, bo trawa im się znudziła.
Spotkanie z Pochyłym Drzewem było trochę refleksyjne. Czasem jest tak, jak podaje interpretacja przysłowia o kozach: "Gdy komuś nie wiedzie się i nie potrafi obronić się przed atakami  to wszyscy mu dokuczają nawet ci, którzy w innej sytuacji by tego nie zrobili".  Ale często  okazuje się, że z pomocą przychodzą ci, po których tego nikt się nie spodziewał. Taka mała "weryfikacja".
 











niedziela, 24 stycznia 2021

Klon z Jaszczurką, mieszkanką dawnej kopalni



Kilka miesięcy temu odwiedziłyśmy z Olą zakamarki miasta, w których dawno nie byłam. Wybrałyśmy się na mały spacer do niewielkiego lasu, może parku (trudno mi to nazwać) znajdującego się za budynkami Uniwersytetu Zielonogórskiego przy ul. Wojska Polskiego. Zaintrygowało mnie tam jedno drzewo - klon. Siedziała na nim jaszczurka. Tak mi się przynajmniej zdawało. Prawdę mówiąc nie siedziała, ale była naroślą, częścią drzewa. Przyjrzałam się jej uważnie, w porównaniu ze zwinką – była olbrzymia. Myślę, że w nocy albo, kiedy żaden człowiek tu nie zagląda, jaszczurka biega po okolicy strasząc ptaki i koty. Więc, gdy wrócę do tego lasku, zobaczę ją pewnie na zupełnie innym drzewie. Warto to sprawdzić. Olę i mnie zaciekawiło  jeszcze coś. Wszędzie było widać większe lub mniejsze zapadliska terenu. Przez moment zastanawiałam się co to. Po chwili przypomniałam sobie, że przed laty były tutaj kopalnie węgla brunatnego. Od połowy XIX wieku w południowo zachodniej części Zielonej Góry i poza miastem powstawały podziemne kopalnie. Deformacje terenu, które widziałyśmy są skutkiem zapadania się dawnych chodników i szybów. Opowiadałam o tym Oli i zrobiło się trochę dziwnie, tajemniczo. Wędrowałyśmy jakby ostrożniej, obawiając się, czy nie  wpadniemy do jakiegoś starego chodnika, a wyobraźnia dopowiadała różne historie. Może właśnie w tych starych, nieczynnych wyrobiskach zamieszkały przedziwne jaszczurki i inne stwory, które czasem wychodzą i udają, że są naroślami na drzewach? Może gdzieś niedaleko kryją się tajemne chodniki i przejścia, którymi można wędrować pod miastem i lasem? Ten krótki spacer pobudził  wyobraźnię, ale zachęcił też do poszukiwania informacji o historii zielonogórskiego górnictwa. Ciekawych odsyłam do linków: Historia Zjednoczonych Kopalni Zielonogórskich , Górnictwo węgla brunatnego w okolicy Zielonej Góry Są tam mapki i opisy różnych kopalni, ale opowieści i legend nie znalazłam. Chyba będę musiała je sama napisać.






                                          

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Wieczorny spacer po Zielonej Górze

 

Pewnego jesiennego popołudnia poczułam ogromny brak przestrzeni. Miałam wrażenie, że sufit spada mi na głowę i we wszystkich pomieszczeniach jest za ciasno. Gdzie iść o takiej porze? Do miasta!  – pomyślałam. Ubrałam się szybko i wyruszyłam na spacer, nie przejmując się tym, że powoli zapada zmrok i za chwilę będzie wieczór. Dobrze znane zielonogórskie uliczki chowały się w tajemniczym półmroku. Lampy oświetlały je żółtopomarańczowym światłem. Nie przypominało ono dziennego, ale otulało wszystko barwą miodu. Domy, drzewa wyglądały jakby ktoś zanurzył je w słoiku z przysmakiem Kubusia Puchatka. Szłam sobie przez to miodowe miasto i zaglądałam w różne zakamarki. Mury, bramy - wszystko ciekawiło mnie ogromnie. Wzruszył mnie liść leżący na bruku. Niektóre domy pięknie odniwione i podświetlone lampami prezentowały się doskonale. Inne czekały na solidny remont. Kontrast - piękno i brzydota - czasem obok siebie, po sąsiedzku. Czułam się trochę jak na wycieczce, ale jedna rzecz odróżniała ten spacer od wycieczki do obcego miasta - nie musiałam nikogo pytać o drogę. W skąpym wieczornym oświetleniu chowały się różne szczegóły otoczenia, ale intensywniej pracowała wyobraźnia. Budynki na ul. Fabrycznej zaczęły przypominać wieże jakiegoś zamczyska. Z kamienicy na ul. Reja patrzył na mnie Anioł, nie wiedziałam, że on tam mieszka. Ogromnym zaskoczeniem był dom z ul. Pod Filarami, w wieczornym półmroku przypominał twierdzę. Dobrze czasem wyjść z domu. Na szczęście był to krótki spacer. Nie wiadomo co jeszcze zobaczyła bym, gdybym dłużej chodziła po swoim mieście wieczorową porą.