niedziela, 26 lipca 2020

Ławeczka w Mojej przestrzeni

Była prosta, a przy niej zrobiono równie prosty stół. Stała w przepięknym miejscu, które odkryłam kilka lat temu. Zastanawiałam się dłuższą chwilkę jak nazwać tę ławeczkę… Gdy na niej usiadłam i rozejrzałam się dookoła, poczułam się jak u siebie. Znowu byłam w moich ukochanych Górach Izerskich. Przed chwilą widziałam jak w oddali dostojna Izera uśmiecha się do Smreka i posyła mu całuska z małą chmurką. Słyszałam jak płyną górskie potoki i jak ptaki nawołują się fruwając z jednego drzewa na drugie. Patrzyłam na świat, który zauroczył mnie wiele lat temu, to tutaj wędrowałam szlakami, jeździłam rowerem śmigałam na biegówkach. Miło było powspominać te wszystkie piękne wycieczki, po których powstała moja książka opisująca rowerowe wojaże po tej niezwykłej okolicy. Poczułam ogromną wdzięczność za to wszystko, co przeżyłam i radość z tych wszystkich prostych chwil, które w pięknych wspomnieniach pozostały we mnie.  

Teraz mam zupełnie inny czas: krótszych spacerów, ale większej uważności i odkrywania przestrzeni przede wszystkim w sobie. Myślę, że każdy czas jest piękny, jeżeli staramy się zaakceptować to, co nam jest dane i cieszyć się drobiazgami. 











sobota, 18 lipca 2020

Park Pałacowy w Żaganiu



Uwielbiam zwiedzać zabytkowe rezydencje, pałace i zamki. Radość oglądania ich jest często zwielokrotniona tym, że przeważnie, tuż obok, są parki z przepięknymi drzewami. Różna jest kolejność zwiedzania. Czasem najpierw biegnę do parku, a pałac zostawiam na deser. Innym razem pałac jest daniem głównym, a park pysznym deserem i tak też było w Żaganiu. Ostatnio trochę czytałam o parkach i wiem, że to nie tylko miejsca, gdzie możemy schować się przed letnim skwarem. I nie są one przypadkową zbieraniną roślin, przeciętą siecią dróżek, wiodących gdzie popadnie. Parki to dzieła sztuki. Projektowano je z zamysłem, wykorzystując naturalny krajobraz okolicy, tworzono ścieżki prowadzące do ciekawych miejsc, do punktów, z których rozpościerał się piękny widok. Obsadzano je doskonale skomponowanymi roślinami. Wzbogacano elementami architektury nadając im romantyczny albo inny charakter, w zależności od panującej mody, czy upodobania właściciela. Wszystko to, co napisałam powyżej charakteryzuje Park Pałacowy w Żaganiu, uznawany przed laty za jeden z najpiękniejszych na Śląsku. Jego twórcą był Friedrich Teichert – co ciekawe urodzony w Niwiskach, leżących niedaleko od Żagania. Pracował pod osobistym nadzorem Księżnej Doroty de Talleyrand-Périgord, która konsultowała wiele spraw związanych z projektowaniem parku z księciem Hermanem von Pückler z Muskau, twórcą Parku Mużakowskiego.  Wędrowałam po parku i tropiłam ślady tego, co pozostało z dawnej świetności XIX wiecznego dzieła. Ale pierwsze, co dostrzegłam – to platany! Były w wielu miejscach, Dorota musiała kochać te drzewa. W jej ulubionym Zatoniu też rosło kilka pięknych okazów tego gatunku. Park Pałacowy w Żaganiu to zaczarowane miejsce jest w mieście, ale z dala od zgiełku. Uporządkowanie i harmonia sprawiały, że  wyraźniej słyszałam własne myśli przeplatane szumem wiatru i śpiewem ptaków. Podczas tej wizyty poznałam tylko część parku - leżącą najbliżej pałacu, reszta tej pięknej kompozycji, a także ciekawa architektura miasta, pamiętająca czasy Doroty, poczeka na kolejne wycieczki. 
























   












niedziela, 5 lipca 2020

Pałac Książęcy w Żaganiu – rezydencja niezwykłej kobiety.


Ubiegłoroczne lato był to dla mnie czas poznawania niezwykłych kobiet i wędrówki ich śladami. Jedną z nich była hrabina Fryderyka von Reden, wspominałam ją opisując park w Bukowcu. Druga dama to Dorota de Talleyrand-Périgord - właścicielka mojego ulubionego Pałacu w Zatoniu, ale przede wszystkim Księżna Żagańska. O tych paniach słyszałam i czytałam dużo wcześniej, ale rok temu ich historie dotknęły mnie jakoś szczególne, może dlatego, że uważniej przyjrzałam się miejscom, w których żyły. Fryderyka i Dorota, urodziły się w XVIII, a zmarły w połowie XIX wieku. Dorota była o dwadzieścia lat młodsza. Doskonale zarządzały swoimi majątkami i wspierały mieszkańców okolicy. Obie uwielbiały spędzać wolny czas w parkach, gdzie naturalny krajobraz łączył się z pięknem architektury. Fryderyka miała w Bukowcu przepiękny park zaprojektowany przez jej męża. Dorota stworzyła dla siebie romantyczny azyl w Zatoniu, w tym celu zatrudniła wybitnego architekta krajobrazu - Josepha Petera Lenne. Przyglądając się parkom, czytając historię obu kobiet, zastanawiałam się, czy one znały się. 
Podczas rowerowych wycieczek często odwiedzałam jedną z posiadłości Doroty – obecnie ruiny pałacu i park w Zatoniu. Zeszłego lata pojechałam na nocne zwiedzanie Pałacu Książęcego w Żaganiu. Wędrowałam po wnętrzach, w których mieszkała Księżna Żagańska. Zwiedzanie było tak zorganizowane, że w każdej sali, jak duch, zjawiała się jakaś ważna postać z przeszłości pałacu, opowiadała o sobie i o tym, co działo się w jej czasach. Było to ciekawie wyreżyserowane. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie książę Albrecht von Wallenstein (albo Waldstein), który w XVII wieku rozpoczął budowę pałacu. Był on bardzo ciekawą postacią. Jego nazwisko kojarzyło mi się z inną piękną rezydencją - Zamkiem Frydlant. Duch księcia opowiadał o wojnach, w których uczestniczył, o swojej prywatnej armii i o dziejach pałacu wplecionych w burzliwą historię XVII wiecznej Europy, a także o swojej nagłej śmierci. Po Wallensteinie rezydencja kilkakrotnie zmieniał właścicieli i w końcu znalazł się w rękach rodziny Biron, z której pochodziła Dorota de Talleyrand-Périgord. I to ona, dostojna dama w czerni, witała gości w ostatniej sali. Była kobietą doskonale wykształconą, cenioną jako doradca polityczny. Godne podziwu jest to, że pomimo wielu przeciwności, trudnego życia osobistego, stworzyła dwie przepiękne rezydencje i bardzo mocno angażowała się w działalność filantropijną i kulturalną. 

Wieczorna wędrówka po pałacu była dla mnie niesamowitym przeżyciem. W pomieszczeniach zachowało się mnóstwo pięknych detali, podkreślających bogactwo rezydencji. Towarzyszył mi duch tego miejsca, taka przedziwna atmosfera, którą cały czas czułam podczas spaceru. Myślę też, że zabrałam jej trochę do domu, by w swoim zaciszu cieszyć się czymś niezwykłym i ponadczasowym.