sobota, 24 października 2020

Tańcząca para

Sosna i Dąb wyrosły na jednym z pagórków za Górą Tatrzańską, na Wzgórzach Piastowskich w Zielonej Górze. Drzewa te w promieniach popołudniowego słońca wyglądały obłędnie. Ona smukła i z rozwianymi gałęziami, pochylona zalotnie w jego stronę. On postawny i rozłożysty. Dzisiaj ubrał żółty frak i zaprosił Sosnę do tańca. Balują tak od lat, o każdej porze roku inaczej, w takt muzyki, którą przygrywa im wiatr. Byłam wiele razy na tym pagórku i z podziwem patrzyłam w różne strony. Dobrze popatrzeć na świat z wysoka! Ale chyba nigdy nie natrafiłam na tak wspaniały moment. Jesień rozrzuciła po okolicy swoje piękne kolory, a słońce oświeciło je ciepłymi promieniami. Nawet chmury, które trochę zniechęcały do spaceru, schowały się gdzieś zawstydzone. Zakochałam się w tym miejscu, stałam i patrzyłam na Tańczącą Parę i wszystko, co ją otaczało. Na ziemi leżały szyszki daglezji, to też było niezwykłe i podkreślało wyjątkowość pagórka. Wśród wszechobecnych w okolicy sosen, gdzieniegdzie przeplatanych drzewami liściastymi, ktoś posadził kilka daglezji. Rosły za Sosną i Dębem. Gdy już miałam odchodzić, usłyszałam głośne i chrapliwe krakanie. Prawie wstrzymałam oddech, wielki kruk usiadł na jednej z gałęzi Sosny. Nie zdążyłam wyjąć aparatu, inny ptak zawołał go, więc odleciał. Przez tego kruka o mało nie rozdeptałam czterech podgrzybków, schowanych w trawie. Dawno nie byłam na spacerze w lesie, nie spodziewałam się, że będzie czekało tam na mnie takie zaczarowane miejsce. Wydawało mi się, że je znam. Kolejny raz przekonałam się, że warto wracać w te same miejsca, bo zawsze znajdzie się "coś jeszcze".






















sobota, 17 października 2020

Trochę inny Karpacz



Każde miasto ma boczne uliczki i zakamarki, a ja uwielbiam zaglądać w takie miejsca. Wracam z górskiego szlaku inną drogą. Specjalnie, żeby przejść przez miasto i zobaczyć jak wyglądają uliczki, te rzadko odwiedzane przez turystów. Jest piękny, letni dzień. Mam szczęście do pogody, chyba od zawsze, odkąd mam urlopy. Wędruję niespiesznie i podziwiam piękne domy. Niektóre kryją się w nieco tajemniczych ogrodach. Mijam po drodze  skocznię narciarską - robi wrażenie. Zatrzymuję się na jednej z uliczek, bo przede mną roztacza się piękny widok. Stoję bardzo wysoko i gdzieś w dole jest spora część miasta. A przede mną Księża Góra. Bardzo ciekawe miejsce, kiedyś niedostępne, tylko dla… no właśnie nawet nie wiem, kto tam mógł bywać, a teraz hotel z restauracją, otwarty dla wszystkich. Pomyślałam, że może warto byłoby się tam wybrać. Schodzę coraz niżej. Chciałam iść inaczej omijając deptak, ale skusił mnie Historyczny Park Miniatur. Biegam po tym parku i szukam ich na każdej z makiet, bo zapomniałam zapytać gdzie są muzykanci. Znalazłam ich przed chatą, są jak żywi tylko, że maleńcy i kotek - też miniaturowy. Przy tworzeniu tych, bardzo dokładnych, makiet historycznych budynków Karpacza i okolic pracowali moi znajomi: Bożenka i Paweł - prowadzący Pensjonat "MONALI", oraz Grzegorz. To on opowiadał mi o Księżej Górze. Patrzę na jej makietę. No nie! Nawet jest tam niemiecka ciężarówka z jakimś skarbem. Chowają go czy wywożą? Może skarb tam ciągle jest!? Ochłonęłam trochę idąc do pensjonatu bardzo stromym skrótem, koło Kruczych Skał. Wdrapałam się na górę i byłam na wysokości ich wierzchołka, były takie niepozorne. Patrzyłam na nie z innej perspektywy. Pamiętałam, że z drogi, ze szlaku skały wyglądają imponująco. Prawdziwą Księżą Górę też odwiedziłam. Po rozbudowie hotelu trochę zmieniła wygląd, ale piękny widok na Karpacz i na góry robił niesamowite wrażenie. Robiąc zdjęcia skrupulatnie pomijałam dobudowane nowości. Chłonęłam atmosferę, jakbym chciała w szumie wiatru i w promieniach zachodzącego słońca usłyszeć tajemnicze historie sprzed lat.




















... i Księża Góra naprzeciw mnie

Makieta - Księża Góra z czasów II wojny światowej  


Ciężarówka ze skarbem

Muzykanci 




Krucze Skały - niewielkie z tej perspektywy

Księża Góra