środa, 5 lutego 2020

Zamek Frydlant - garść wspomnień sprzed 10 lat




Na przepięknej, malowniczej Ziemi Frydlanckiej, kilkanaście kilometrów od polskiej granicy, stoi ogromne stare zamczysko. Zwiedzałam je po raz pierwszy w 2006 roku podczas mojej pierwszej wycieczki z Olą. Wędrowałyśmy po jego salach, wsłuchując się w historię tego niezwykłego miejsca. Zamek Frydlant opisałam później w mojej książce. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, że wszystkie przedmioty pozostały tam na swoim miejscu, tak jak przed laty. Sprawiało to wrażenie jakby właściciele zamku ciągle w nim mieszkali, tylko na chwilę wyszli, aby nie przeszkadzać turystom. Jednego z nich miałam okazję „spotkać” podczas zwiedzania innej rezydencji, u nas w Polsce. Czasem dzieje różnych niezwykłych miejsc splatają się ze sobą, napiszę o tym innym razem. Z tamtej wizyty pamiętam ogromne  kryształowe lustra, w których wygląda się jakby trochę piękniej. W okolice zamku zaglądałam jeszcze kilkakrotnie podczas moich rowerowych wycieczek w 2006 i 2010 roku. Jedną z nich pamiętam szczególnie. Jechałam wtedy do Dětřichova. Na obrzeżach Frydlantu skręciłam w uliczkę prowadzącą delikatnie pod górkę i jak to często powtarzam: dobrze zatrzymać się na chwilę i obejrzeć się za siebie. Z miejsca, w którym przystanęłam był piękny widok na zamek i na szczyty Gór Izerskich, kryjące się w chmurach. Gęste były te chmury. Tego dnia dojechałam aż pod Bogatynię, wracałam znowu przez Frydlant. Chmury coraz bardziej gęstniały i robiło się jakoś nieprzyjemnie. Wyjeżdżając z miasta rzuciłam okiem na zamek, wyłaniający się zza nowoczesnych budowli i niepocieszona, już w kroplach deszczu, jechałam w stronę Świeradowa. Gdy dotarłam, do celu, rozpadało się na dobre. Następnego dnia dowiedziałam się, że na Góry Izerskie i Ziemię Frydlancką, spadła okrutna ulewa. Rzeka Smeda zniszczyła miasteczka przez, które jeździłam. Z ogromnym smutkiem oglądałam w mediach zdjęcia z miejsc, które zwiedzałam moją Srebrną Pięknością. Z przerażeniem myślałam jak nieprzewidywalny i potężny jest żywioł. Jeździłam rowerem i przez pół dnia patrzyłam na chmury, w których drzemała tak niszczycielska moc. W tym roku, w sierpniu, minie 10 lat od tej powodzi. Widok gęstych chmur zawieszonych nad górami i te pierwsze krople deszczu, które spadły na mnie, na wioski i miasteczka, mocno zapadły w mojej pamięci. Pojechałam później na Ziemię Frydlancką i widziałam, że odbudowała się po tym nieszczęściu.
Po prawie 10 latach, wróciły wspomnienia tamtej wycieczki, pełnej emocji. Jakiś czas temu odnalazłam w moim archiwum zdjęcia i namalowałam Frydlancki Zamek taki, jaki widziałam wtedy, gdy na chwilkę przystanęłam z moją Pięknością na bocznej uliczce. Dostojny i piękny stał wśród drzew, które zasłaniały nowoczesne zabudowania miasta. Zamiast telewizora mam w pokoju sztalugę, umieściłam na niej właśnie ten obraz i mogę godzinami wpatrywać się w stare zamczysko.  






sobota, 1 lutego 2020

Wieża Książęca w Siedlęcinie - 700 letnia staruszka




W malowniczym Parku Krajobrazowym Doliny Bobru, bardzo blisko Jeleniej Góry, we wsi Siedlęcin, od kilkuset lat stoi, pięknie wkomponowana w krajobraz, Wieża Książęca. Kiedyś była nazywana Wieżą Rycerską, ale okazało się, że nie zbudował jej byle jaki rycerz rabuś, ale Henryk I  książę jaworski. Książęta ostatnio często goszczą na moim blogu, więc pojawienie się  wzmianki o kolejnym,  tym  razem z rodu Piastów pewnie nikogo nie zdziwi.  Kilkadziesiąt lat temu niewiele osób wiedziało o jego siedzibie nad Bobrem. Stała sobie, pięknie wkomponowana w zabudowania PGR-u. Otwierała ją wielkimi kluczami Dama w Halce, mieszkanka budynku przylegającego do wejścia. Przy okazji zbierała od turystów datki na trunki trochę zacniejsze niż denaturat, ale pilnowała zabytku! Wieża miała szczęście, przetrwała czasy różnych politycznych i gospodarczych zawirowań. Teraz ma innych opiekunów, jest zadbana i stała się ogromną atrakcją regionu. Odwiedziłam ja kilka razy. Podczas pierwszej mojej wizyty, chyba w latach 90, nie udało mi się niestety poznać słynnej Damy. Później odwiedziłam Wieżę podczas moich rowerowych wojaży po okolicy. W sumie dotarłam tam moją Pięknością zupełnie przypadkiem. Droga, którą zaplanowałam była zamknięta. I tak Wieża stała się jedną z bohaterek mojej książki. Pamiętam ten dzień, dziwnie się czułam, nie byłam w już moich Górach Izerskich ani też na Pogórzu Izerskim, a do Jeleniej Góry było bliżej niż do Świeradowa, gdzie wtedy mieszkałam. I jeszcze na dodatek, tuż za Siedlęcinem, zaczęła pomrukiwać na mnie burza.
Pamiętam też dyskusję z Piotrem, redaktorem książki. W swoim brudnopisie napisałam:
„Podziwiałam też widok z okien, z których mogłam zobaczyć aż cztery piękne doliny.” Piotrowi pasował tam modny teraz wyraz ogarnąć zamiast zobaczyć. Naniósł stosowną poprawkę, a ja wkurzałam się, bo to nie mój wyraz, ja tak nie mówię! „Ogarnąć” szybciutko wyleciało z tekstu. 

Przepiękny widok z okien był dopełnieniem tego, co na turystów czekało w Wieży Książęcej. Na jednej z kondygnacji, w wielkiej sali, ściany ozdobiono XIV wiecznymi polichromiami o tematyce rycerskiej. Unikatowymi w skali europejskiej.

Lubię wracać w te same miejsca, zwłaszcza że i tutaj mogłam podziwiać wspaniałe okazy drzew, dwie lipy rosnące w pobliżu zabytkowej Wieży. Zobaczcie jak doskonale miewa się ta 700 letnia staruszka, którą odwiedziłam podczas z wakacyjnego urlopu, kilka lat temu.

Więcej informacji i godziny zwiedzania można znaleźć na stronie Wieża Książęca.