czwartek, 31 grudnia 2015

Taniec kruków


   Uwielbiam kruki, są piękne i tajemnicze. Ich głos, a czasem świst skrzydeł często towarzyszy mi podczas wycieczek rowerowych i wędrówek. Kilka lat temu, gdy mieszkałam w Wolsztynie miałam swój ulubiony kawałek lasu. Na tym niewielkim terenie, porośniętym sosnami, miały gniazdo kruki i jakieś drapieżniki z rodziny jastrzębiowatych. Często kłóciły się ze sobą robiąc w lesie wielki hałas. Innym razem  było tak, że siedziały w zgodzie na gałęziach, każde w swojej części lasu, kruki po prawej, a jestrzębiowate po lewej stronie. Obserwowałam to skrzydlate towarzystwo siedząc na niewielkiej skarpie, na skraju pola. Drapieżniki były bardziej płochliwe, a kruki chyba przyzwyczaiły się do mojego wścibstwa. Gwizdałam, a one odpowiadały mi krakaniem. Widziałam jak młode kruczki uczyły się latać. Początkowo przelatywały z jednego drzewa na drugie, byle nie za daleko. Potem, po kilku dniach treningów, podążały za rodzicami wysoko ponad koronami drzew. Ich głosy wyraźnie różniły się od niskiego nawoływania dorosłych ptaków.
Później gdy rozpoczęłam swoje rowerowe wędrówki w okolicy Zielonej Góry często widziałam te piękne ptaki lecące nad polami, wołające do siebie gdzieś w oddali.
Podczas jednej  rowerowej wycieczki znalazłam się w pobliżu jakiejś fermy. Tam cała krucza gromada pilnowała swojego żerowiska. Jechałam rowerem wąską ścieżką, a na pobliskich drzewach siedziały ogromne ptaki. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko kruków. Co jakiś czas jeden z nich przelatywał nade mną, jakby uprzedzał, że wjechałam na jego terytorium. Pamiętam, że dzień był pochmurny i mglisty. Szum ptasich skrzydeł tuż nad głową robił na mnie niesamowite wrażenie.
Cztery lata temu w grudniowy świąteczny dzień wybrałam się na wycieczkę rowerową. Pogoda była kapryśna, więc nie jechałam daleko. Na końcu starej Zielonej Góry (teraz miasto sięga dużo dalej), niedaleko drzewa, które nazwałam Rozłożystym Dębem, zobaczyłam niezwykłe zjawisko. Z wrażenia zatrzymałam się i stałam dłuższą chwilę. Nad niewielkim lasem latało mnóstwo kruków, parami, trójkami i pojedynczo. Wywijały piruety na niebie, przelatywały nad drogą, tak nisko, że słyszałam świst ich skrzydeł  i przysiadały na kilku sosnach. Chwilę odpoczywały a potem leciały z powrotem. Wydawały przy tym przedziwne dźwięki. „Normalnemu” krakaniu towarzyszyły gwizdy, świsty i jakby kląskanie. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego kruczego spotkania. Na jednej z sosnowych gałęzi siedział jakiś drapieżny ptak i chyba podobnie jak ja, z ogromnym zadziwieniem przyglądał się temu widowisku. Gdy mnie zobaczył przeniósł się trochę dalej, ale pozostał w lesie pełnym kruków. Bardzo żałuję, że nie miałam wtedy aparatu fotograficznego i nie udokumentowałam tego ptasiego zbiegowiska.
Przejeżdżam  bardzo często koło tego miejsca i zawsze wspominam niezwykłą wycieczkę w Boże Narodzenie 2011 roku i taniec kruków nad drogą. Dlaczego zebrały się tego dnia?

Las gdzie w 2011 roku zebrały się kruki. Zdjęcie zrobione 25.12.2015
 
Brzoza w moim ulubionym lasku koło Wolsztyna

Sosna inspirująca do zabawy aparatem - las koło Wolsztyna





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz