Boczne
drogi, dróżki i ścieżki. Mijałam je wiele razy podczas wycieczek za miasto.
Zawsze kusiły, korciły i nęciły aby sprawdzić dokąd prowadzą, ale ja pędziłam
dalej by odkrywać przepiękne miejsca gdzieś daleko. Teraz gdy mój dystans mocno
zminimalizował się, jest dobry czas na drobiazgi i detale. Zatrzymywałam
się wiec przy każdej dróżce i próbowałam odgadnąć co kryje się kilkaset metrów
dalej. Niektóre znałam, skusiły mnie już wcześniej i wiedziałam, że zobaczę Dłubinię płynącą po
kamiennych kaskadach, albo trasę nieczynnej Kolejki Szprotawskiej. Gdzieś za drzewami prowadziła „Droga
Równoległa”, dawno nią nie jechałam.
Dzisiaj
przekonałam się, że sobotnie popołudnie nie jest dobrą porą na wycieczki rowerowe.
Samochody jeździły grupkami, szybko i nerwowo. Udzieliła mi się ta
nerwowość, a może pewien niepokój wprowadziła wiadomość, że niedaleko Zielonej
Góry tir potrącił rowerzystkę. Nie odganiam takich myśli. Gdzieś w środku mam
nadzieję, że to jeszcze nie mój dzień…
Ból kolana
przywołał mnie trochę do porządku, nie mogę nerwowo i szybko jeździć.
Przystanęłam więc dłużej przy jednej z bocznych dróg, chyba tej najładniejszej „Brzozowej”.
Pięknie wyglądała ozdobiona promieniami słońca. Zdawało się, że lato zatrzymało się tutaj. Jednak słońce było już
nisko, tworzyło długie cienie i zaglądało prosto w obiektyw aparatu, no tak
idzie jesień.
Widziałam dziś wiele bocznych dróg, nawet nie myślałam, że jest ich tak dużo. Były one jak drzwi, które są zawsze otwarte i zapraszają, albo
jak niedomknięte furtki, przez które można zerknąć do pięknych ogrodów pełnych tajemnic.
Wydają mi się znajome ale to chyba tylko Twój sposób widzenia...A słonka zazdroszczę..
OdpowiedzUsuńZdjęcia robiłam przy drodze w kierunku Zatonia, może jechałeś tamtędy.
Usuń