piątek, 7 czerwca 2019

Modrzew z blizną


"Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa" (Mk.8.24) Tak około 2000 lat temu napisał św. Marek Ewangelista. W moim wyobrażeniu wygląda to trochę inaczej - odwrotnie. Gdy patrzę na drzewa, dostrzegam je niby ludzi. Myślę, że czują, mówią, pamiętają, porozumiewają się między sobą i opowiadają jakieś historie. Tylko ja ich nie rozumiem. Okazuje się, że mają też swoje blizny. Czasem jest to ślad po ułamanym albo odciętym konarze, jakaś narośli albo uszkodzona kora wyglądająca jak strup. Przyglądam się im uważnie. Ktoś ze znajomych zauważył, że szczególną sympatią darzę drzewa, które są bardzo poranione. Wywołują we mnie całą masę emocji. Lubię pisać o drzewach tych dorodnych i okazałych, ale też o tych, których los nie oszczędził. Wśród okazów opisanych na blogu nie było jeszcze modrzewia. Niedawno znalazłam niezwykły - „Modrzew z blizną”.  Rośnie w Lesie Piastowskim, niedaleko miejsca nazywanego w moim dzieciństwie „Polaną Harcerską”. Zauważyłam go podczas jednego ze spacerów. Miał ogromną bliznę, ciągnęła się wzdłuż pnia, prawie od samego wierzchołka. Słyszałam, że takie ślady są „pamiątką” po uderzeniu pioruna. Rana na drzewie zabliźniła się podobnie jak zabliźniają się nasze rany, jednak zawsze pozostanie widoczna. Nasze blizny staramy się schować. Zranienia najczęściej traktujemy jak porażkę. Wstydzimy się. Kojarzą się nam z bólem, niespełnionymi marzeniami, przekreślonymi planami. Nie chcemy o tym pamiętać. Trochę udajemy, że wszystko jest w porządku, a może nie udajemy tylko bardzo chcemy, aby tak było. Blizna nieustannie przypomina, więc skrywamy ją. Czy można zaprzyjaźnić się ze swoją blizną? Powiedzieć jej: jesteś częścią mnie, ale ja nie składam się wyłącznie z tego, co bolało i może jeszcze boli. Mam w sobie ogromną przestrzeń, w której jest całe bogactwo innych dobrych przeżyć. 






2 komentarze: