Mam wielkie szczęście do
pięknych drzew. Ogromne dęby stały dostojnie po obu stronach głównej drogi Karsiboru. Wspaniałe uczucie przechadzać się w ich
cieniu. Wędrowałyśmy z Olą i odkrywałyśmy skarby tej niewielkiej wyspy. Była to końcówka października więc jesień
jeszcze nie rozgościła się na dobre, wszędzie widziałyśmy sporo zieleni. Na
końcu alei rósł dąb, który od razu otrzymał ode mnie nazwę: „Król Dębów”
i jak przystało na króla miał swoją świtę. Dwóch strażników – piękne owczarki siedziały za płotem. Były tylko z pozoru
zamknięte, bo oba sprytnie wchodziły na mur ogradzający posesję i spoglądały z
wysoka na to, co dzieje się w alei. Pilnowały. Reszta królewskiej świty spacerowała po
okolicy. Spotkałyśmy Posłańca – sympatycznego kundelka oraz jednego z wielu karsiborskich kotów - "Kota Szwędacza". Nad głowami co chwilę przelatywały klucze gęsi, nawołując się charakterystycznym śpiewem. Po prostu sielanka z dala od miejskiego gwaru i codzienności. Dobrze czasem zajrzeć w takie miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz