wtorek, 17 września 2019

Spacer w obraz - do Kotła Łomniczki

„Góry zawsze przyciągały mnie jak magnes i zachwycały praktycznie o każdej porze roku. Wiele lat temu, na początku mojej „górskiej przygody”, wędrowałam z plecakiem po szczytach i nocowałam w schroniskach między Szklarską Porębą a Karpaczem” - Tak zaczyna się moja książka, opowieść o izerskiej rowerowej przygodzie. Przypomniały mi się  te słowa w tym roku, w czasie urlopu. Wróciłam w Karkonosze i zamieszkałam w Karpaczu. Przez okno mojego pokoju w pensjonacie MONALI patrzyłam na ogromne szczyty, po których kiedyś chodziłam. Każdego dnia budziła mnie Śnieżka wyłaniająca się zza chmur. Na dobranoc świeciła małym światełkiem obserwatorium. Chodziłam na spacery, a w międzyczasie namalowałam portret Królowej. Wiele godzin wpatrywałam się najpierw w oryginał, a potem w obraz. W pewnym momencie pojawiła się myśl, że może uda mi się wejść w ten obraz, powędrować szlakiem jak najdalej. Przez kilka dni ta myśl drążyła mnie, jak woda drąży skałę. Wreszcie zdecydowałam się wyruszyć na spacer w mój obrazek  - do Kotła Łomniczki. Okazało się, że nie pamiętałam tego szlaku. Szłam do Schroniska nad Łomniczką tak jakbym była tu pierwszy raz. Chwila przerwy na kawę i wędrowałam dalej, bo byłam już w moim obrazku, ale ciągle jeszcze za drzewami. Powoli wchodziłam w coraz wyżej. Śnieżka znalazła się już prawie na wyciągnięcie ręki. Z tego miejsca Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne wyglądało jak latający spodek, który na chwilę zaparkował na szczycie góry. Skojarzenie to nie było przypadkowe. Kosmos i latające spodki zainspirowały  Witolda Lipińskiego architekta projektującego ten budynek w latach 60- tych XX wieku. Nieco dalej podziwiałam niezwykłe ściany Kotła Łomniczki. Z wielką radością uświadomiłam sobie, że dotarłam do miejsca, na które patrzyłam z okna. Byłam w mojej akwareli. Wyobraziłam sobie, że stoję taka malutka w środku obrazka, macham ręką i wołam do kogoś, kto akurat patrzy na obraz: „Halo!!! Ta w turkusowej bluzce w Kotle Łomniczki to ja!!!”. Nade mną była Równia pod Śnieżką. Kusiło żeby wejść jeszcze wyżej. Wydawało mi się, że mogłabym wbiec aż na Śnieżkę, ale czy na pewno? Tak dużo mi się czasem wydaje i wmawiam sobie, że wszystko zależy od tego jak bardzo chcę. A to nie zawsze działa. Góry „uczą” pokory i tego, że trzeba dobrze mierzyć własne siły. Czasem trzeba zawrócić. Ale ważne, aby cieszyć się każdym małym krokiem postawionym na szlaku. Bez żalu zeszłam więc do Karpacza. Po drodze znalazłam  bardzo intrygujący kamień z wyrytym napisem i jakimś znakiem, ciekawa jestem co upamiętniał. 


















2 komentarze:

  1. Gdy tam szłam zastanawiałam się, czy nie zostało zamknięte. Zrobiłam trochę zdjęć, może coś o nim napiszę. Posiedziałam chwilę w schronisku, podobała mi się atmosfera.

    OdpowiedzUsuń