sobota, 21 stycznia 2017

Gryfów Śląski - moje drugie spotkanie z miastem



W Gryfowie byłam dwa razy. Z mojej pierwszej wizyty, wiele lat temu, zapamiętałam tylko bloki przy rynku, czyli nic ciekawego. To samo miejsce w maju zeszłego roku wyglądało zupełnie inaczej. Już sam wjazd do miasta ulicą Rzeczną od strony Proszówki był zaskakujący. Budynki ułożone piętrowo nad rzeką, górująca nad nimi wieża ratusza, wszystko to robiło ogromne wrażenie. Nie było innego wyjścia, Ola musiała zatrzymać samochód i chwilkę poczekać aż pobiegam z moim aparatem i nacieszę oczy pięknym widokiem. Małe miasteczko, które zapamiętałam jako nieciekawe, teraz okazało się zupełnie inne. Czasem patrzymy nie widząc. Czasem myli nas pierwsze wrażenie. Na szczęście „przejrzałam na oczy” i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Gryfów zmienił się, wypiękniał. Bloki nie zniknęły, ale obok nich dostrzegłam stare kamienice z niesamowitymi detalami. Na portalach drzwi były daty 1698, 1739. Patrzyłam więc na dzieła mistrzów z odległych czasów. Oczarowały mnie metalowe bramy, uwielbiam takie żelastwo. Zaglądałam w boczne uliczki. Byłam tylko chwilę w tym niewielkim miasteczku. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, a i tak mam poczucie, że czeka tam na mnie jeszcze wiele ciekawych miejsc.













































4 komentarze:

  1. Zgadzam się, że małe mieścinki mają niepowtarzalną atmosferę. Kilka szczególnie zapisało się w mojej pamięci. Pierwszym, które mnie szczególnie urzekło był Tykocin na Podlasiu. Pamiętam też Kouřim w Czechach. Kilka lat temu byłem w Moryniu i też bardzo mi się spodobało. W zeszłym roku zachwycił mnie Józefów Biłgorajski na Roztoczu. A z tych, które są najbliżej to szczególnie lubię Bytom Odrzański.
    P.s. Zazdroszczę zdolności do skupiania się na takich szczegółach. Ja rzadko mam na to czas niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moglibyśmy się licytować w zazdroszczeniu ;) Nie widziałam nigdy Podlasia ani Roztocza. "Nasz" Bytom Odrzański też mi się bardzo podoba, byłam tam tylko raz i mam nadzieję że jeszcze kiedyś wrócę.

      Usuń
  2. Jakoś tak, zawsze nie po drodze był Gryfów. W zapiskach nie znalazłam a w pomięci już nie kopie. Szufladki, jakby na butapren pozamykane. Może dlatego, że ranek, że jeszcze przed kawą, że niedziela. Ach! Słodkie lenistwo. Poszłam jednak Twoim śladem po Gryfowie. Tak... Nie powiem...Najbardziej zachwyciły mnie ażurowe witraże. Nie wiem. Metalowe, czy drewniane. W każdym razie przecudne. Nie to, co dzisiaj. Odlane w formie. Ozłocone i już.
    Również portale Pełne wdzięku i do murów tak przynależne, jak koronka do sukienki. Jedynie parasole z napisem: (TYSKIE), wszechobecne na każdym rynku psują jego wygląd artystyczny. Szkoda, że ktoś nie wymyślił innych do zabezpieczenia tej przestrzeni kawowo- piwnej.
    Zresztą. Ja jestem lejkiem w tej dziedzinie. Może się mylę?
    Ty to co innego? Podchodzisz do zwiedzania z sentymentem. Abstrakcyjnym okiem Nikosia widzisz, szczegóły, szczególiki. Daty, nazwy. No po prostu pełny profesjonalizm turysty.
    Moje gratulacje. Brawo Marysiu.
    Jeśli kiedyś trafię do Gryfowa Śląskiego, to poszukam bramy: Rynek 12.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie "hitem bałaganu" jest kamienica na rogu ul. Bankowej, obwieszona reklamami. Marzą mi się stylowe parasole, praktyczne, ale neutralne w swoim wyglądzie.
    A bramy z ażurowymi zdobieniami to naprawdę coś pięknego. Co do jednej, drewnianej nie jestem pewna, czy jej ozdoba jest z metalu czy może z też drewna.

    OdpowiedzUsuń