Od
wielu lat jestem ogromną miłośniczką czeskiej kuchni. Absolutnym królem dań jest
hovězí
guláš s houskovým knedlíkem,
czyli gulasz z knedlikiem. Smakowałam go chyba we wszystkich tradycyjnych
czeskich restauracjach Harrachova. Zawsze zniewalał. Kiedyś w oparciu o czeski
przepis próbowałam zrobić w domu taki sam, wyszedł inny, polski. Myślę wiec, że
potrawa ta zawiera w sobie jakąś tajemnicę, a może górski klimat jest doskonałą
przyprawą, nie do podrobienia.
Wspominałam
już kiedyś, że dla mnie Harrachov to miasto położone pomiędzy Wodospadem Mumlawy
a hutą szkła. Wędrując pomiędzy tymi atrakcjami wielokrotnie odwiedzałam
restauracje, kawiarnie i bary znajdujące się po drodze. Z czasem wiele z nich
stało się tradycyjnym elementem wycieczek z Olą lub moich indywidualnych, a
spacer był zwiedzaniem różnych kulinarnych smaków. Runda zaczynała się zwykle
przy Wodospadzie Mumlawy. Tak też było tym razem, gdy w ostatnich dniach zimy
przyjechałyśmy z Olą do Harrachova. Sam wodospad okazał się bardzo niegościnny.
Wszędzie było ślisko, nie udało nam się podejść bliżej by podziwiać wodę
spływającą z wielką prędkością z ogromnych płyt skalnych. Przechodziłyśmy obok „Mumlavskiej
Boudy” tam zimą można posilić się zupą. W Czechach popularna jest česnečka, bardzo dobra zupa czosnkowa.
Może kiedyś uda mi się ugotować podobną. Latem można ugasić pragnienie kofolą i
delektować się widokiem pięknej Mumlawy. Najczęściej jednak zerkałam tam łakomie
na domaći kolač – proste ciasto owocowe, bardzo
smaczne.
Obok stał „Srub u Lišáka” mały bar, nigdy nie
zaglądałam do niego, wiec tej zimy zrobiłyśmy z Olą wyjątek. Jego wnętrze
oczarowało nas, a szczególnie palący się tam kominek. Na półeczce siedziała znajoma
postać wyglądała … tak jakbym zerknęła w lustro. Zimowa pora skusiła nas
grzanym winem, smakowało wybornie.
Wracałyśmy powoli do cywilizacji, czyli do miasta.
Po drodze minęłyśmy kilka nieodkrytych jeszcze restauracji. Postanowiłyśmy
trzymać się standardów, przecież musi coś zostać na kolejny przyjazd. Tak więc
następny postój był w naszej ulubionej cukierni. Mieści się ona w pięknym domu,
typowym dla tego regionu. Było tam jak zwykle, bardzo smakowicie i malinowo.
Maliny kojarzą mi się z innym miejscem kawiarnią La Gondola, którą odwiedziłam w zeszłym roku. Pamiętam, że miałam wtedy ogromną niechęć do
cukru. Zamówiłam pyszną kawę i poprosiłam gorące maliny, ale bez lodów i bitej
śmietany. Kelner chwilę zastanowił się i zapytał: „samotne maliny”? Tak więc „samotne
maliny” stały się jednym ze smaków Harrachova. Nie widziałam teraz tej
kawiarni. Może już jej nie było, a może po prostu ją przegapiłam. Miała niezwykły
wystrój. Przekroczyłam próg i znalazłam się w Wenecji.
Mumlavská bouda
"Srub u Lišáka"
Nasza ulubiona cukiernia
Kawiarnia "La Gondola"
Cudnie :). Znam, to. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam na kolejne wycieczki :)
UsuńM. bardzo proszę na przyszłość oznaczać taki tekst wyraźnym : POZOR!Na głodno nie otwierać!
OdpowiedzUsuń:) Myślę że żadnego z moich tekstów nie należy "głodno otwierać". Na wycieczkę do Mojej przestrzeni warto zabrać jakiś prowiant.
Usuń