czwartek, 29 września 2016

Mirsk miasto pięknych detali


W czasie wycieczki po Pogórzu Izerskim wstąpiłyśmy z Olą do Mirska. Miasto oczarowało nas, a mnie jakoś szczególnie. Zapamiętałam je sprzed lat, jako szare i smutne. Teraz zobaczyłam urocze małe miasteczko. Bardzo cieszy taka odmiana. Mogłabym snuć się po rynku i jego zakamarkach, ale czasu nie było zbyt dużo i inne piękne miejsca czekały. Nigdy nie jest tak, że zobaczy się wszystko, co najpiękniejsze. Dlatego warto wracać w te same miejsca. Ta myśl pocieszała mnie, gdy wędrowałam i przyglądałam się zabudowie. Ucieszyła mnie KSIĘGARNIA - stary szyld, ślad, po dawnym sklepie. Przez kilka lat pozostał na budynku, jakby na pamiątkę. Na jednej z kamienic odnalazłam portal, który widziałam sześć lat temu. Pochodził z XVIII wieku. Tak jak kiedyś wprawił mnie w zadumę. Stary dom i stare miasteczko przetrwały tyle wieków. Tak wiele zmieniło się od czasu, gdy ktoś wprawną ręką wykuł cyfrę 1769. Myślę, że nie umiałabym żyć w dawnych czasach, a przodkowie pogubiliby się w mojej teraźniejszości. Dom przeżył wszystkie zmiany i dobrze miewa się w XXI wieku. Podziwiałam inne detale zdobiące budynki. Często zwracam na nie uwagę. Czasem są to drobiazgi, których nie dostrzegamy w pośpiechu codziennego dnia. Na urlopie łatwiej przystanąć i popatrzeć na jegomościa w kapeluszu, który na wieki zamieszkał na jednej z kamienic. Była tam też piękna dama, trochę jakby zamyślona. Zauważyłam niewielkiego lwa. Zwierz ozdabiał kamienicę, wyglądał niegroźnie. Inny lew, z fontanny, miał srogą minę i mocno trzymał tarczę herbową. Zaglądałyśmy z Olą w różne bramy. Bardzo intrygowały nas boczne uliczki, ale poznałyśmy tylko jedną z ruiną kościoła ewangelickiego. Pozostałe czekają na naszą kolejną wizytę w Mirsku. 
Wyjazdy uczą mnie innego spojrzenia, przyglądania się. Potem, gdy wracam do domu, z większą uwagą chodzę ulicami Zielonej Góry i obiecuję sobie, że wreszcie coś napiszę o moim mieście. 





























2 komentarze: